poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Amy (2015)

AMY (2015)

reż. Asif Kapadia


"Amy" to opowieść o cenie jaką płaci się za bycie sławnym. Aż dziw bierze, że polski dystrybutor nie opatrzył filmu podtytułem "Cena sławy".

   Przyznaję się bez bicia, że chciałem obejrzeć ten dokument głównie dlatego, że o Amy Winehouse nie wiedziałem absolutnie niczego. Znałem jedynie piosenkę "Rehab", no ale kto jej nie zna? Istotnie jest to bardzo dobry kawałek, ale to chyba trochę za mało, by zyskać taką popularność i zostać otoczonym kultem jak brytyjska wokalistka. Czym więc zasłużyła sobie Amy Winehouse na taką estymę? Przede wszystkim miała bardzo ciekawy wokal. Był to jednak wokal jazzowy, a jazz - jak wiadomo - stoi raczej po przeciwnej stronie popu, czyli pożywki dla mas. A jednak Amy przebiła się do świadomości mainstreamu. Niewątpliwie zasługą tego były liczne skandale i kontrowersyjna osobowość artystki, co w dobie internetu w zupełności wystarcza. Dokument Asifa Kapadii dowodzi jednak, że za sławą Amy stał przede wszystkim jej talent, który w połączeniu z destrukcyjną osobowością stanowił mieszankę wybuchową. Śmiało można więc powiedzieć, że Amy była pierwszą tragiczną gwiazdą nowego tysiąclecia.

   Przykład jej kariery brzmi jak naciągany scenariusz wypełniony dobrze znanymi kliszami. Oto dziewczynka z rozbitej rodziny postanawia zostać piosenkarką. I udaje jej się to! Już w wieku 16 lat rozpoczyna profesjonalna karierę. Oczywiście dość wcześnie sięga po alkohol i narkotyki. Dochodzi do tego bulimia. Następnie tragiczna miłość - Amy bezgranicznie zakochuje się w mającym na nią fatalny wpływ Blake'u Fielderze Civili. Przedawkowanie. Odwyk. Skandal goni skandal. Równocześnie jej kariera muzyczna wydaje się rozwijać jak najlepiej. Ponad milion sprzedanych płyt w Wielkiej Brytanii, podobny sukces za oceanem. Cóż jednak z tego skoro dziewczyna cierpi na depresję? I tak będzie aż do przedwczesnej śmierci, tuż przed którą wyzna podobno, że wolałaby oddać cała tą sławę za bycie anonimową.

   Oto bardzo smutna, bo absolutnie prawdziwa, historia, która z wielkim wyczuciem została przedstawiona przez reżysera. I choć Amy być może daleko do jej wielkich nieżyjących poprzedników z Klubu 27 (m.in. Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain) to jej legenda jest ciągle żywa i obrasta kultem. "Amy" Asifa Kapadii nie tylko wypada obejrzeć, wstyd tego nie zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz