Za kilka dni skończy się lato 2016 roku. Skończy się tez mój półroczny urlop, który zafundowałem sobie po złożeniu wypowiedzenia z pracy, w której spędziłem ostatnie siedemnaście lat. Pracę samą w sobie zdążyłem polubić, ale nadeszła ostateczna chwila, by ją porzucić. Uciekłem niczym szczur z tonącego statku, tyle tylko, że na tym statku nie było już mojego kapitana. On zwinął się dziesięć lat wcześniej. Teraz, ten niegdyś dobrze funkcjonujący zakład, zaczęło zżerać paskudne choróbsko. Dwugłowy rak, którego nie dało się usunąć. Jedynym ratunkiem okazało się usunięcie z niego siebie.