środa, 22 listopada 2017

Na linii ognia (1993)

NA LINII OGNIA (1993)

"IN THE LINE OF FIRE"

reż. Wolfgang Petersen


   W roku, w którym miała minąć 30 rocznica zamachu na Johna Fitzgeralda Kennedy'ego, Hollywood (a dokładnie Columbia Pictures) przygotowało letniego blockbustera, sensacyjne kino w starym, dobrym stylu. 8 lipca 1993 roku amerykańscy widzowie mogli po raz pierwszy zobaczyć najnowszy film Wolfganga Petersena, "Na linii ognia". Widzowie z Polski musieli zaczekać jeszcze kilka miesięcy, ale u nas data premiery filmu (26.11) niemal zbiegła się z faktyczną okrągłą rocznicą śmierci J.F.K. (22.11). Ale po kolei ;)


   Frank Horrigan jest agentem Secret Scervice. Dobiega co prawda 60, ale nadal pracuje w terenie. Jest twardzielem starej daty pokutującym ciągle za wydarzenia z Dallas 1963 roku, kiedy to w zamachu zginął prezydent Kennedy. Horrigan był wówczas w osobistej ochronie prezydenta i biegł tuż przy jego samochodzie gdy padły strzały. Zadręcza się, że to on powinien przyjąć tę kulę. I oto nadarza się okazja na odkupienie. Agent trafia na ślad psychopaty, który chce zabić obecnego prezydenta. Rozpoczyna się emocjonująca rozgrywka...


   Ten film praktycznie mógłby nosić tytuł "Brudny Harry 6". Clint Eastwood tworzy tu wprawdzie postać nieco łagodniejszą niż w serii przygód Harry'ego Callahana, ale ogólny klimat filmu - choć osadzony współcześnie - przywodzi na myśl produkcje z lat 70. Zresztą takie zapewne było założenie, zatrudniono bowiem do roli reżysera specjalistę od kreowania różnorodnych światów, od podwodnego, wojennego "Das Boot", poprzez baśniową "Niekończącą się opowieść", aż po - rozgrywający się pod koniec XXI wieku na odległej planecie - dramat science-fiction ("Mój własny wróg"). Ten ostatni co prawda zaliczył klapę, bo przy budżecie 29 mln $ zarobił nieco ponad 12 mln $, podobnie jak kolejny - "Okruchy pamięci" z 1991, który kosztował 22 mln, a przyniósł połowę tego, ale najwyraźniej pamiętano o sukcesach reżysera sprzed dekady, kiedy to "Okręt" (budżet 32 mln marek, box office 85 mln $) oraz "Niekończąca się opowieść" (budżet 27 mln $, box office 100 mln $) otworzyły mu drogę do Hollywood. W końcu do trzech razy sztuka ;) Tym razem pan Petersen nie dał ciała (żeby była jasność, wg mnie "Mój własny wróg" oraz "Okruchy pamięci" to bardzo spoko filmy, po prostu rozpatruję tu jedynie kwestie profitów). Przy wyłożonych 40 mln, film przyniósł zyski bliskie 180 mln $. W parze z sukcesem kasowym, szło uznanie wśród krytyków, czego potwierdzeniem niech będzie szereg nominacji i nagród. Nie powiodło mu się co prawda na Oscarach, ale przegrać z taką konkurencją, to sama w sobie nagroda pocieszenia. Trzy nominacje - dla Johna Malkovicha za drugoplanową rolę męską, Jeffa Maguire'a za scenariusz i Anne V. Coates za montaż (a zwyciężyli: Tommy Lee Jones za rolę w "Ściganym", Jane Campion za "Fortepian" i Michael Kahn za "Listę Schindlera").


   I pomyśleć, że początkowo rola agenta Secret Service Franka Horrigana została zaoferowana Robertowi De Niro... Oj, to mogłaby być petarda! Niestety pan Robert zajęty był wówczas pracą nad swoim reżyserskim debiutem, "Prawem Bronxu".


   Oprócz wspomnianych Clinta Eastwooda i Johna Malkovicha, na ekranie możemy zobaczyć m.in. Rene Russo (m.in. "Freejack", "Zabójcza broń 3 i 4", "Dorwać małego"), Dylana McDermotta (m.in. "Hamburger Hill", "Hardware", "Olimp w ogniu"), a nawet Tobina Bella znanego jako Jigsaw z cyklu "Piła". Ścieżkę dźwiękową skomponował Ennio Morricone (m.in. "Dawno temu w Ameryce", "Misja", "Frantic").


   Takie składowe nie mogły zawieść. Powstał emocjonujący thriller sensacyjny z przekonująco zarysowanymi portretami psychologicznymi głównych postaci. Wszystko działa tutaj jak w szwajcarskim zegarku, nawet blisko ćwierć wieku od premiery.
   Z dzisiejszej perspektywy najsłabiej wypadają ujęcia z efektami specjalnymi. Aby przydać historii nutki realizmu trzeba było wkleić młodego Clinta Eastwooda do materiałów, w których pierwszoplanową postacią był J.F.K.. Ponadto wykorzystano ujęcia z autentycznej kampanii prezydenckiej George'a H. W. Busha i Billa Clintona, do których także z doklejono Eastwooda ;) Przypominam, że dopiero o rok późniejszy "Forrest Gump" dokonał na tym polu pewnej rewolucji.


   Majestatyczne ujęcia Białego Domu i powiewającej na wietrze amerykańskiej flagi to oczywiście stałe elementy tego typu produkcji, ale przyznać trzeba, że łatwo uwierzyć w ten amerykański patriotyzm i przejść nad nim do porządku dziennego, niż wyobrazić sobie analogiczną sytuację w polskim filmie.


  Tuż przed końcowymi napisami, gdy para naszych bohaterów siedzi sobie na schodach Lincoln Memorial, Frank mówi:
- Mogę się założyć, że ten brązowy gołąb wyprzedzi tego białego.
- Skąd wiesz?
- Znam się na gołębiach, Lilly.

   To prawda. Wyprzedził w 2008. Zanim to jednak nastąpiło pewien incydent ze stażystką w gabinecie owalnym, zachwiał pozycją prezydenta USA. Hollywood tej okazji przegapić nie mogło. Ruszyły prace nad ekranizacją powieści Davida Baldacci "Władza absolutna", w którym głowa państwa okazuje się być damskim bokserem, gwałcicielem i jeszcze współwinnym morderstwa. Po obu stronach kamery Clint Eastwood. Film ledwie zwraca wyłożone na jego produkcję koszty. Tymczasem Wolfgang Petersen, tego samego 1997 roku, podpisuje swoim nazwiskiem jeden z największych (5) tegorocznych box office'owych hitów, "Air Force One" z Harrisonem Fordem jako prezydentem walczącym osobiście z terrorystami. Takiego właśnie prezydenta kochają Amerykanie, ale o tym opowiemy sobie następnym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz