HURAGAN (1999)
reż. Norman Jewison
Rubin „Huragan” Carter
był bokserem, który w czasie swej dość krótkiej, bo trwającej niespełna
5 lat kariery, stoczył 40 pojedynków, z czego 28 wygrał. Największą
batalię stoczył jednak poza ringiem. Uznany za winnego potrójnego
morderstwa został skazany na podwójne dożywocie. Film Normana Jewisona, reżysera takich obrazów jak „Cincinnati Kid”, „W upalną noc” czy „Opowieść żołnierza” (po raz pierwszy spotkał się tu na planie z Denzelem Washingtonem), opowiada o dramatycznej walce z prześladowaniem, w wyniku którego niewinny człowiek spędził za kratami 19 lat.
Rubin Carter zadebiutował na zawodowym ringu w wieku 24
lat. Miał wówczas za sobą trzyletni pobyt w zakładzie poprawczym (z
którego uciekł), służbę wojskową i odsiadkę w więzieniu. To właśnie w
wojsku zainteresował się boksem. Służbę zakończył z 54 stoczonymi
walkami, z których wygrał aż 51 (w tym 31 przez nokaut). Niestety na
wolności lubił pakować się w kłopoty. W 1957 roku został
skazany na czteroipółletnią odsiadkę za dwa napady z rozbojem. Po
opuszczeniu więziennych murów wziął się na poważnie za swoje życie i
przysiągł, że już nigdy tam nie wróci. Po znokautowaniu 36 oponentów na
amatorskim ringu nadszedł czas na karierę zawodową. Przełomem była dla
niego walka z Florentino Fernandezem, którego 25 letni wówczas Carter pokonał przez nokaut w 69 sekundzie pierwszej rundy. Nieco dłużej, bo aż 133 sekundy, zajęło mu pokonanie ówczesnego mistrza świata wagi półśredniej, Emile Griffitha.
17 maja 1967 roku w wyniku strzelaniny w barze w Paterson śmierć
poniosły trzy osoby. Sprawcy uciekli, a jedyni świadkowie widzieli dwóch
czarnoskórych mężczyzn w białym samochodzie. Carter i jego przyjaciel John Artis
pasowali do opisu, a to wystarczyło miejscowej policji, by śledztwo
nagiąć tak żeby uznać pechowców za winnych. W trakcie pobytu w więzieniu
Carter napisał autobiografię zatytułowaną „Szesnasta runda”
(wówczas walki o mistrzostwo świata trwały 15 rund), którą udało mu się
wydać w 1974 roku. To właśnie tą książkę na początku lat 80. kupuje na
wyprzedaży nastoletni Lesra Martin, czarnoskóry chłopiec z Brooklynu,
którego na wychowanie wzięła trójka Kanadyjczyków. Książka robi na nim
niesamowite wrażenie, tym bardziej, że jest pierwszą w życiu, którą
czyta. Postanawia napisać do swego idola odsiadującego wyrok w
więzieniu. Carterowi imponuje odwaga i bezpośredniość chłopca, odpisuje więc na list i tak rozpoczyna się ich wieloletnia przyjaźń.
Dzięki pieniądzom zebranym przez fundację założoną przez Cartera
oraz determinacji ludzi zaangażowanych w walkę o równouprawnienie
czarnoskórych obywateli Ameryki, udaje się doprowadzić do kolejnego
procesu. Niestety sąd okazuje się być bezwzględny i dorzuca mu do wyroku
kolejne dożywocie. Nie pomogły marsze protestacyjne (w jednym wziął
udział sam Muhammad Ali) i protest song autorstwa Boba Dylana (obaj panowie i jeszcze Martin Luther King pojawiają się na zdjęciach archiwalnych). Na odzyskanie wolności musiał poczekać kolejne 10 lat.
Film Normana Jewisona, który początkowo chciał
przenieść historię na mały ekran w formie miniserialu, jest w sumie
bardziej więziennym dramatem niż filmem bokserskim, ale fragmenty
najciekawszych walk w karierze Cartera są tu pokazane
bardzo atrakcyjnie. Wszystkie są czarno-białe, co z jednej strony oddaje
ducha rejestracji pojedynków w latach 60., a z drugiej przywodzi na
myśl „Wściekłego byka” Martina Scorsese. Prawdziwy Rubin Carter był od wcielającego się w niego Denzela Washingtona
niższy o 10cm i lżejszy o 18kg. Przygotowujący się do roli aktor musiał
pozbyć się dodatkowych kilogramów, popracować nad muskulaturą i przejść
ostry trening bokserski. I trzeba przyznać, że odwalił kawał dobrej
roboty, choć jego rola nie opiera się jedynie na tężyźnie fizycznej. Za
swą pracę został nagrodzony m.in. Złotym Globem i Srebrnym Niedźwiedziem (w Berlinie), a także zdobył nominację do Oscara.
Ponadto w filmie występują Liev Schreiber (z którym Washington spotka się ponownie w 2004 roku na planie „Kandydata” Jonathana Demme, remake’u obrazu „Przeżyliśmy Wojnę” Johna Frankenheimera), Deborah Kara Unger (m.in. „Crash”, „Gra”, „Godzina zemsty”), Clancy Brown (jako dobry biały klawisz, niczym w filmach o II wojnie światowej dobry Niemiec) oraz Don Hedaya (m.in. „Śmiertelnie proste”, „Commando”, „Podejrzani”) i Rod Steiger (m.in. „Na nabrzeżach”, „Najboleśniejszy upadek”, „W upalną noc”). Scenariusz powstał w oparciu o autobiografię Cartera (wspomnianą wcześniej „16 rundę”) oraz „Lazarus and the Hurricane: The Freeing of Rubin „The Hurricane” Carter” Sama Chaitona i Terry’ego Swintona. Warto wspomnieć jeszcze o świetnej ścieżce dźwiękowej, na której oprócz wspomnianego protest songu Dylana, znalazły się jeszcze utwory m.in. Raya Charlesa, Gila Scotta-Herona i skomponowany specjalnie do filmu tytułowy „Hurricane” w wykonaniu The Roots i ferajny ;)
„Huragan”
to emocjonujące kino dostarczające widzom wrażeń na wielu
płaszczyznach. Jest to wymowne świadectwo tego czym była dyskryminacja
rasowa (a w tym przypadku nawet prześladowanie) na początku drugiej
połowy XX wieku. To również popis aktorski, nie tylko w wykonaniu Denzela Washingtona, ale przyznać trzeba, że ten stworzył tutaj jedną z najciekawszych kreacji w swoim dorobku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz