poniedziałek, 6 kwietnia 2020

RHYME SYNDICATE COMIN' THROUGH


   Dziś będzie trochę o muzyce ;) Tekst napisałem kilka lat temu na użytek portalu Retro.net.pl.

   Gdy nie posiada się starszego rodzeństwa, a rodzicom muzyka powiedzmy nie przeszkadza, gust muzyczny młodego człowieka kształtują najczęściej starsi koledzy. Nie inaczej było ze mną, tyle tylko, że ani AC/DC, ani IRON MAIDEN, ani tuzy ówczesnej elektroniki (J.M.J., KOTO, KITARO) to nie była ta estetyka, która wciągnęłaby mnie bez reszty. Całe szczęście na początku lat 90. (chyba nie muszę dodawać, że XX wieku?) na moim osiedlu została założona telewizja satelitarna i dzięki audiowizualnemu kolażowi, który oferowała stacja MTV (jeszcze wtedy nadająca teledyski, a nie durne reality show) miałem wgląd w wielki świat muzyki (sceptycy teraz wypomną mi wynalazek, który zowie się radiem, ale – z całym szacunkiem – to coś innego). Zanim jednak to nastąpiło stałem się regularnym klientem małego sklepu muzycznego, w którym zaopatrywałem się głównie w plakaty filmowe z Sylvestrem Stallone oraz kasety magnetofonowe (na odtwarzacz CD miałem jeszcze czekać ładnych parę lat).
Przy wyborze kaset najczęściej kierowałem się znajomością nazw zespołów (SCORPIONS, IRON MAIDEN), ale zdarzało się, że wygrać mogła po prostu atrakcyjna okładka.

   Pewnego zimowego dnia (1990/1991), gdy polskie kina nadrabiały zaległości spowodowane przynależnością do Bloku Wschodniego (a można było zobaczyć wtedy m.in. „Interkosmos”, „Elektronicznego mordercę”, „Robocopa 2” – sam byłem na nich w nieistniejącym już kinie „Mazur”), moją uwagę przykuł wizerunek czarnoskórego, zamaskowanego mężczyzny, siedzącego w skórzanym płaszczu na masce samochodu i trzymającego shotguna, który zdobił piracką kasetę magnetofonową wydaną przez firmę „Euro Star” (ale w sumie ustawy o ochronie praw autorskich jeszcze nie było, więc może sformułowanie nieoryginalną będzie bardziej trafne). Dźwięki, które popłynęły z głośników miały na dobre zadomowić się  w moim  sercu…

   Co prawda naówczas nie sposób było nie kojarzyć „U Can’t Touch This” MC Hammera, „Ice Ice Baby” Vanilli Ice’a czy „Walk This Way” Aeorsmith i RUN D.M.C., ale to co oferowało wydawnictwo „Rhyme Syndicate Comin’ Through” nie miało nic wspólnego z mainstreamem. Żadna z ksywek artystów, których utwory tworzyły ową kompilację nie mówiły mi niczego. Jako, że należę do pokolenia, które w szkole podstawowej miało przyjemność poznawać tylko jeden język obcy, a był nim rosyjski, moja znajomość angielskiego mierzona mogła być co najwyżej w promilach. Przy tłumaczeniu chociażby tytułów musiałem posiłkować się słownikiem, a było to zadanie o tyle karkołomne, że większość tekstów to slang. Jedyne co tak naprawdę mogłem poczuć to flow (ten termin również był mi obcy), a tego najwięcej miał koleś kryjący się pod pseudonimem ICE-T.

   Swój debiutancki solowy album ICE-T wydał w 1987 roku nakładem Sire Records należącej do Warner Music Group. „Rhyme Pays” był pierwszym hip-hopowym wydawnictwem, na którym pojawił się znaczek „Parental Advisory”. Rok później samemu powołał do życia płytowy label Rhyme $yndicate Records, zawdzięczający swą nazwę paczce zaprzyjaźnionych rapperów, którzy określali się mianem Rymującego $yndykatu. „Rhyme Syncidate Comin’ Through” można więc nazwać swoistą demówką artystów, którzy mieli nagrywać pod szyldem nowej wytwórni.

   Składankę otwiera tytułowy utwór w wykonaniu ICE-T (produkcja ICE-T i Afrika Islam; panowie maczali palce w 8 z 10 ścieżek na płycie). Oprócz niego znalazło się tutaj wielu rapperów, którzy dopiero co stawiali pierwsze kroki w branży. Tak jak dziewiętnastoletni Erik Schrody a.k.a. Everlast wykonujący „Syndication” (zainteresowani znajdą tutaj teledysk). Everlast znany jest zarówno ze swych dokonań solowych jak i z zespołem House Of Pain (nie ma na świecie osoby, która lubi hip-hop i nigdy nie skakała do „Jump Around” z 1992 roku). W 1989 roku pojawił się gościnnie (wraz z innymi muzykami Rhyme Syndicate) w „What Ya Wanna Do?” na albumie ICE-T „The Iceberg/Freedom Of Speech… Just Watch What You Say!”.

   Na płycie znalazł się też utwór „Think You Can Hang?” w wykonaniu ekipy Low Profile, w skład której wchodzili WC oraz DJ Aladdin. Grupa rozpadła się gdy DJ Aladdin rozpoczął wieloletnią współpracę z ICE-T. WC założył wówczas  WC And The Maad Circle, do której dołączył Coolio, który to w 1995 roku miał rozwalić system piosenką „Gangsta’s Paradise” pochodzącą z filmu „Młodzi gniewni” (przyznać jednak trzeba, że „Fantastic Voyage” i „Too Hot” także radziły sobie całkiem nieźle). W 1996 roku WC powołał do życia supergrupę Westside Connection, do której należeli również ICE CUBE oraz MACK 10.  

   Warto wspomnieć jeszcze formację Spinmasters (czasem jako Spin Masters lub The Spin Masters) z kawałkiem „Bustin’ Loose”. W skład grupy wchodzili Hen Gee (chyba łatwiej wymienić z kim ten koleś nie dzielił sceny podczas koncertów; 2 Live Crew, Dr. Dre, NWA, EPMD, Public Enemy, RUN D.M.C. i wielu innych) i DJ Evil E, którzy w 1991 nagrali wspólny album zatytułowany „Brothers”. Evil E często bywał dj’em ICE-T, a dwukrotnie pojawił się także u niego jako rapper („Evil E – What About Sex?” oraz „Pimp Behind the Wheels”).

   Dla mnie ta płyta ma wyraz symboliczny i sentymentalny zarazem, nie muszę więc dodawać jak wielką radość sprawiło mi kilka lat temu nabycie tego wydawnictwa na winylu. „Rhyme Syndicate Comin’ Through” to doskonała dokumentacja kondycji ówczesnego hip-hopu Zachodniego Wybrzeża. Gorąco polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz