wtorek, 13 maja 2014

I stanie się koniec - End Of Days (1999)

 I STANIE SIĘ KONIEC

"END OF DAYS" (1999)


   Przełom wieków. Ba! Nawet tysiącleci. Nie będzie w tym wielkiej przesady jeśli ujmę, że zapanowała swego rodzaju psychoza. Wygrzebano jakieś przepowiednie Nostradamusa. Wykombinowano sobie, że rok 1999 to odwrócone (i odhaczone) 666 (wiadomo, number of the beast). No i nie zapominajmy o pluskwie milenijnej (dla niekatolików też przecież coś musiało być), która miała wyjebać w kosmos wszystkie komputery (a wówczas internet w Polsce ledwie raczkował). Jak widać na załączonym obrazku żadna z owych przepowiedni się nie sprawdziła, ale dla lepszego klimatu pozostańmy mentalnie w 1999 roku.


   Stary policyjny wyga z kryzysem wiary (Bóg zabrał mu córkę i żonę) będzie musiał zmierzyć się w wcieleniem Szatana, który wszedł w ciało maklera giełdowego (jakież to oryginalne). Raz na tysiąc lat (akurat tuż przed końcem każdego milenium) Książę Ciemności wpada na Ziemię, by spłodzić potomka i otworzyć bramy piekieł.


  Ciężko uznać "I stanie się koniec" za rasowy horror. Oczywiście mamy Szatana i nadprzyrodzone moce, ale równorzędną rolę odgrywają tu elementy typowe dla kina sensacyjnego (pościgi, śledztwo). Nie ma się jednak czemu dziwić - w końcu główną rolę gra nie kto inny jak sam Arnold "Get To The Chopper" Schwarzenegger. W roli Diabła obsadzono Gabriela Byrne'a (wybór także mało zaskakujący).


   Niby jest mrocznie i posępnie, ale momentami także irytująco śmiesznie. Tajne oddziały watykańskich służb specjalnych budzą chyba większą grozę niż sam Szatan, ale tylko jeśli traktować je śmiertelnie poważnie, co jednak przychodzi z trudem. Sceny akcji wypadają przekonująco, ale całość robiłaby większe wrażenie jako solidny komiks niż hollywoodzki blockbuster. Nie przeszkodziło to jednak filmowi Petera Hyamsa (m.in. "Koziorożec 1" 1978, "Outland" 1981, "2010" 1984, "Strażnik czasu" 1994, "Relikt" 1997) zarobić blisko 212 milionów dolarów (budżet 80 mln).


   Na zakończenie wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, na którą w chwili premiery nie zwróciłem większej uwagi (gdyż była dla mnie filmową normalką), a za którą tęsknię obecnie (bo jest w przypadku wielomilionowych superprodukcji rzadkością). Bluzgi, cycki i krew. Amen.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz