RYZYKANCI
"DOUBLE TEAM" (1997)
reż. Tsui Hark
Lubię chińskie filmy akcji, dopóki pozostają chińskimi filmami akcji. Chiński reżyser w Hollywood to trochę jak chiński kucharz serwujący hamburgery - prędzej czy później na bank doda sos słodko-kwaśny.
Tsui Hark nie ma takiego wyczucia jak jego kolega John Woo, który w amerykańskiej fabryce snów zaaklimatyzował się bez problemu, i w "Ryzykantach"coś nie pykło. Zamierzenia były zacne - kino akcji z przymrużeniem oka, niczym najlepsze przygody Jamesa Bonda. Niestety Van Damme to nie Roger Moore (mimo iż obaj spotkali się rok wcześniej na planie "Quest"), Dennis Rodman mimo 201cm nie dorasta filmowemu Q do pięt, a Mickey Rourke jako Stavros nie budzi takiego respektu jak Ernst Stavro Blofeld (w czyjejkolwiek interpretacji). Z innych niebywałych atrakcji mamy tu tajny ośrodek dla byłych agentów uznanych za zmarłych podczas akcji, cybermnichów, strzelanie z futerału na instrument, kilka aluzji do rzeczywistej profesji Rodmana, żebyśmy broń boże nie zapomnieli, że jest on koszykarzem i dużo, dużo coca-coli.
Dla amerykańskiej widowni tego było zbyt wiele. Z wyłożonych 30 baniek, wyciągnięto nieco ponad 11 mln $. Posypały się Złote Maliny: dla Rodmana jako najgorszej nowej gwiazdy, dla Rodmana jak najgorszego aktora drugoplanowego oraz dla Rodmana i Van Damme'a jak najgorszej ekranowej pary. Nie sposób uznać tych laurów inaczej jak za w pełni zasłużone.
Finałowa walka odbywa się na zaminowanej arenie pomiędzy Van Damme'em a tygrysem... No dobra, z Rurką też się naparza...
Na koniec, zamiast zwiastuna, piosenka towarzysząca napisom końcowym w wykonaniu Crystal Waters i - a jakże - Dennisa Rodmana ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz