czwartek, 18 czerwca 2015

Point Break - remake nadchodzi!


    Nie mogę się otrząsnąć po obejrzeniu zwiastuna nowej wersji filmu "Point Break". Mniej więcej o tej samej porze, trzy lata temu, zastanawiałem się nad celowością powstania remake'u "Pamięci absolutnej". Co z tego wyszło wiadomo, więc tym bardziej moje obawy względem "Na fali" (jak ja nie znoszę tego polskiego tytułu) wydawać by się mogły uzasadnione. Ale zaraz, zaraz... Ja nie mam żadnych obaw.

   Kiedy "Point Break" w reżyserii Kathryn Bigelow dotarł oficjalnie do Polski, ja miałem już zaliczone przynajmniej kilkanaście seansów. Oczywiście wszystko to było zasługą (albo winą - jak kto woli) pirackich kaset wideo z kopią filmu nagraną kamerą w kinie. Nie ważne, że obraz bywał zdeformowany, że kolory bywały trudne do zdefiniowania, że 1/3 ekranu zasłaniały napisy. Liczyło się tylko to, że obejrzałeś ten film jako jeden z pierwszych i że miałeś go teraz na wyciągnięcie ręki na swojej półce wideo (bo kolekcjonowaliśmy te ukochane filmy, prawda?).


   Plakat z niemieckiego wydania gazety "Bravo" wisiał na mojej ścianie przez połowę lat 90. Płytę z piosenkami z filmu kupiłem - zdaje mi się, że - w łódzkim (nieistniejącym już) sklepie muzycznym Lady Peron (ale jak ktoś przyniesie mi nagrania z kamer przemysłowych, że to było w Empiku, to z przyjemnością odszczekam to co napisałem wcześniej). Zapałałem przy okazji tego taką sympatią do grupy Wire Train wykonującej na składance numer "I Will Not Fall", że sprowadziłem sobie ich dwie pierwsze płyty z U.S.A. (przypominam, że mówimy o pierwszej połowie lat 90.). Za pierwsze wydanie DVD zapłaciłem 109,99zł, co w obliczu faktu, że po jakimś czasie inny dystrybutor dołączył film do gazety, powinno mnie wprawić w niezbyt radosny nastrój. Ale nie wprawiło, bo ten film był wart tych pieniędzy.


   Będący u szczytu popularności Patrick Swayze ("Dirty Dancing", "Road House", "Ghost") oraz młody, przystojny, bezkompromisowo wspinający się po drabinie kariery Keanu Reeves, któremu rola trafiła się po tym jak odrzucił ją Johnny Depp. Hasło na plakacie wyjątkowo nie kłamało. "100% czystej adrenaliny" - tak jest! I w zasadzie to się nie zmieniło mino upływu blisko ćwierćwiecza. No dobra, potrzebne jest odpowiednie nastawienie, troszkę sentymentu, chęć przeniesienia się do tamtych czasów i ten film to zapewnia.


   Co jednak jeśli nie pamiętasz tamtych czasów, bo najzwyczajniej nie było Cię na świecie? Nie pałasz do tego sentymentem, wiele rzeczy wydaje Ci się przestarzałe. Przez te lata zmieniło się sporo zarówno w zakresie kinematografii jak i sportów ekstremalnych. I choć nie zmieni to faktu, że możemy kochać z całego serca film z 1991 roku, to przyznać musimy, że uwspółcześnienie było mu potrzebne. Kto wie, być może młodsze pokolenie sięgnie z ciekawości po oryginał...  Nie obawiam się więc o nowy remake. Już po zwiastunie widać, że będzie to zupełnie inny film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz