piątek, 22 kwietnia 2016

Lubię słuchać Prince'a i chodzić w jeansach

 

Lubię słuchać Prince'a i chodzić w jeansach*


   Siedzę nad pustą kartką wirtualnego papieru z palcami na klawiaturze. Wiem, że powinienem coś napisać. Chcę coś napisać, ale obawiam się, że będzie to zbyt osobiste, bo Prince nie był dla mnie po prostu artystą. Towarzyszył mi przez prawie całe życie.

   Po raz pierwszy zwróciłem na niego uwagę w 1989 roku. Dość późno, powiedzą malkontenci, ale zapewniam Was, że nadrobiłem to z nawiązką daleko wykraczającą poza przeciętność. Miałem 11 lat. Zmienił się ustrój. Mieszkaliśmy już z rodzicami w centrum miasta. Zacząłem odkrywać swoje muzyczne gusta. "Batdance" jest utworem dziwnym, zupełnie nietypowym jak na piosenkę, która miała promować film "Batman". Ma jednak w sobie coś magicznego i owa magia zwróciła moją  uwagę. Jednak jeszcze dwa lata musieliśmy się mijać, bym słysząc piosenkę "Gett Off" (oraz oglądając teledysk do niej) doszedł do wniosku, że Prince jest jednak ciekawszym artystą niż Michael Jackson. Styl, który Prince prezentował na albumach "Diamonds & Pearls" i "O(+>" (umownie nazywana "Love Symbol") był bliski moim ówczesnym fascynacjom (zacząłem słuchać hip-hopu).

   W 1992 roku, do podkradzionego fragmentu (i zapętlonego) utworu "My Name Is Prince" napisałem tekst piosenki "Stracona świadomość". Był to pierwszy tekst, który napisałem samodzielnie (kilka poprzednich napisałem wspólnie z Michałem Wróblewskim a.k.a. Korzeniem) i pierwszy, który samodzielnie wykonałem. Pod muzykę z utworu "When Doves Cry" dziesięć lat później napisałem tekst powodowany emocjami po rozstaniu z moją pierwszą prawdziwą miłością.

   W 1996 roku, na osiemnaste urodziny (prawdopodobnie za kaskę, którą na te urodziny dostałem), kupiłem sobie trzypłytowy album "Emancipation". Były to moje pierwsze płyty CD tego wykonawcy. Oczywiście starałem się być na bieżąco oraz badać jego karierę wstecz, ale kupowałem jedynie kasety magnetofonowe. Takie były czasy - skoro można było coś dostać na kasecie to po co kupować płytę? Przypominam, że byłem dzieciakiem, który nie zarabiał, a z kieszonkowym to wiadomo jak jest ;) To przy tej płycie kochałem się ze wszystkimi swoimi dziewczynami, którym zdarzyło się być u mnie dłużej niż jedną noc.

   Gdy zacząłem zarabiać moja kolekcja powiększyła się. Regularnie jeździłem do Centrum Handlowego M1 i w salonie Media Markt uzupełniałem oficjalne wydawnictwa mojego ulubionego artysty. Apogeum miało jednak nadejść dopiero po założeniu konta na Allegro.

   Moją pierwszą płytą winylową, którą zakupił mi wówczas ze swojego konta kolega (ja jeszcze swojego nie miałem) była ścieżka dźwiękowa do "Batmana". Był to czas kiedy moda na winyle miała dopiero nadejść, co akurat mnie bardzo odpowiadało - niemodny nośnik (ludzie zachwycali się wówczas formatem mp3) był stosunkowo tani. Dzięki temu w ciągu kilku lat zebrałem kolekcję około 150 płyt winylowych tylko tego artysty (przez kolejne lata dozbierałem jeszcze ponad 50 winyli).

   Gdy kupiłem sobie odtwarzacz mp3 za horrendalnie wysoką kwotę 999zł (tyle taka przyjemność wtedy kosztowała) o pojemności jednego gigabajta, pierwszymi płytami, które do niego zrzuciłem, były wszystkie posiadane przeze mnie oryginalne płyty Prince'a.

   Zanim założyli mi w domu internet całymi godzinami przesiadywałem u kolegi (tego samego, który kupił mi na winylu "Batmana", a później jeszcze ruskiego pirata "Diamonds & Pearls") i zgrywałem co się dało z oficjalnej strony Prince'a. Trzeba pamiętać, że Prince był pierwszym artystą, który dostrzegł w internecie potencjał (był też pierwszym, który się na niego totalnie wypiął), były więc tego krocie :)

   Dzięki Allegro moja kolekcja osiągnęła wymiar autentycznej kolekcji. Kiedy jeszcze serwis nie szyfrował pseudonimów użytkowników zbieracze płyt Prince'a znali się doskonale. To dzięki takiej znajomości dostałem zaproszenie od Hirka Wrony na urodzinową imprezę Prince'a, która odbywała się w Łodzi. Niestety impreza pokrywała się datą z rocznicową imprezą w Zanzibarze. Wybrałem Zanzibar.

   Gdy dowiedziałem się, że Prince zagra w Polsce na Open'erze, niezwłocznie poprosiłem tatę, żebyśmy podjechali do najbliższego miejsca, w którym kupię bilet. Tak jakby wszyscy od razu mieli wykupić cały nakład. Najwyższym priorytetem dla mnie było wbicie się pod sama scenę. Powiedziałem sobie - trudno, będziesz chamem, będziesz się wpychał, ale nie odpuścisz. Okazało się to niekonieczne - tłum napierał tak, że ludzie mdleli. Zrozumiałem, że te mdlejące laski na koncertach Beatlesów bynajmniej nie robiły tego w ekstazie, tylko z braku możliwości oddychania. Ale mniejsza o to - widziałem swojego idola spod samej sceny. Płakałem ze szczęścia.
0.06.2011 Heineken Opener. Stoję w drugim rzędzie. 
 Pod koniec utworu "Nothing Compares 2 U" obraz rozentuzjazmowanych fanów 
pokazywany był na telebimach, a także na ekranie za Prince'em

   Wczoraj o 16:00 przyszedł do mnie przyjaciel i przyniósł kartę pamięci, na którą miałem mu zgrać kilka albumów Prince'a. Tak też zrobiłem, ale wpadłem przy okazji na pomysł, żeby zgrać ze wszystkich płyt na jednego pendrive'a to co mam o Księciu. Uporządkuję swoją cyfrową kolekcję - tak zrobię. Trzy godziny później zadzwonił do mnie ten sam przyjaciel z informacją, że Prince nie żyje. Teraz to porządkowanie kolekcji nabierze zupełnie innego charakteru...

* - fragment jednego z moich tekstów z lat 90.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz