SAMOTNY ZWYCIĘZCA
GRIDLOCK (1996)
reż. Sandor Stern
Lubię Davida Hasselhoffa. Bawi mnie. Każdy film z nim odbieram jak komedię. No bo jak inaczej traktować faceta, który swoją karierę zawdzięcza gadającemu samochodowi, czerwonym majtkom oraz idiotycznym piosenkom z jeszcze głupszymi teledyskami?
Funkcjonariusz patrolu powietrznego, Jake Górski, skutecznie obezwładnia grupę przestępców, która pojmała zakładników. Niestety robi to wbrew rozkazowi szefa policji. Za karę zostaje skierowany do pracy za biurkiem, ale udaje mu się przekonać swojego bezpośredniego przełożonego, że jego miejsce jest w terenie. I całe szczęście, bo oto kolejna grupa terrorystów napada na bank rezerw federalnych, w którym znajduje się złoto warte ponad 100 miliardów dolarów. Oczywiście Jake znów ignoruje polecenia z dowództwa i zamierza dać w skórę złodziejom. Sytuację komplikuje jedynie fakt, że w banku pracuje jego dziewczyna.
I teraz najciekawsze: dziewczyna Jake'a dopiero co go zostawiła, bo po czterech latach związku wciąż jej się nie oświadczył i nigdy nie miał dla niej wystarczająco dużo czasu. Unieszkodliwianie terrorystów będzie więc musiał dzielić z typowymi dla pokłóconej pary problemami.
Śmiesznie to wszystko wypada i widz odnosi wrażenie, że twórcy także zdawali sobie z tego sprawę. Pomysł na fabułę przypomina połączenie scenariuszy "Szklanej pułapki 1 i 3", tyle tylko, że wykonanie (a jest to produkcja telewizyjna) pochłonęło co najwyżej ułamek gaży Bruce'a Willisa ;) Hoff oczywiście jest bezbłędny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz