wtorek, 18 października 2016

Mistress America (2015)

MISTRESS AMERICA (2015)

reż. Noah Baumbach


   Grety Gerwig nie znałem dotąd absolutnie, z tym większym zaciekawieniem wybrałem się na "Mistress America" z nią w roli głównej, bo skoro taki festiwal jak KAMERA AKCJA poświęca aktorce blok pięciu filmów, to znaczy, że wstyd jej nie znać.


   Niestety przez pierwsze pół godziny filmu Noaha Baumbacha zastanawiałem się co ja robię na tej sali kinowej otoczony w ogromnej większości przez dużo młodsze ode mnie osoby, które zdawały świetnie się bawić? To co widziałem na ekranie w ogóle do mnie nie trafiało. I nie chodzi mi tylko o problemy życiowe współczesnych amerykańskich osiemnastolatków, których praktycznie mógłbym być ojcem, ale o samą narrację. Przesadnie szybki montaż, bełkotliwe dialogi, irytujący bohaterowie. Zastanawiałem się czy wybór tego seansu był trafnym posunięciem na drodze do poznania aktorskiego talentu Grety Gerwig. Chyba nie jestem wielkim fanem mumblecore ;)


   Jednak mniej więcej od połowy filmu sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze. Tempo zwolniło, bohaterowie wreszcie zaczęli normalnie ze sobą rozmawiać, ich dialogi nabrały sensu, a ja - wreszcie ich rozumiejąc - zacząłem ich nawet darzyć sympatią. Na refleksję przyszedł jednak czas dopiero po seansie. Faktycznie najciekawszą kreację tworzy tutaj bohaterka naszego tematycznego cyklu wcielająca się w tytułową Mistress America (jest to wprawdzie pseudonim wymyślonej przez nią superbohaterki, ale także tytuł opowiadania jej niedoszłej przyrodniej siostry, której ona sama posłużyła za temat).


   Brooke jest z pozoru przebojową 30-latką, która wydaje się kopalnią pomysłów i niewyczerpanym wulkanem pozytywnej energii. Nic dziwnego, że imponuje 18-letniej Tracy, która dopiero co przybyła do Nowego Jorku, by podjąć studia. Dość szybko okazuje się jednak, że pomysł Brooke na samą siebie i swoją przyszłość nie ma żadnych solidnych fundamentów. Jest jak domek z kart, który potrafi na chwilę zachwycić, ale jest niezwykle ulotny i w każdej chwili może runąć.


   Przesłanie, które niesie "Mistress America" nie jest specjalnie odkrywcze. Każdy w końcu kiedyś musi dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za swoje życie, a jeśli chcesz, by twoje marzenia się spełniły, musisz odebrać solidne wykształcenie w koledżu. Generalizując jest to oczywiście prawda, ale film Baumbacha nie jest prostą edukacyjną opowiastką ku przestrodze. Najważniejsza dla reżysera i scenarzysty - a dodać należy, że Greta Gerwig jest współautorką scenariusza - jest postać Brooke.


  Gretą Gerwig zdecydowanie przykuwa uwagę widza jako Brooke. Złośliwi twierdzą, że aktorka odgrywa wiecznie tę samą postać. Z drugiej jednak strony Woody Allen też w wielu filmach grał tę samą rolę. Ale skoro aktorzy kina akcji grają wiecznie mięśniaków, to dlaczego neurotyczni intelektualiści nie mieliby grać neurotycznych intelektualistów?


P.S.
Dla dopełnienia niniejszej recenzji, rwanej i pełnej niedopowiedzeń, polecam artykuł "Pani Ameryka" Diany Dąbrowskiej w najnowszym numerze miesięcznika "Kino".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz