wtorek, 30 października 2012

Amerykański ninja 1 (1985)

"AMERICAN NINJA" (1985)


   Gdy oglądam filmy sprzed lat, z czasów mojego dzieciństwa i młodości, to tak jakbym cofał się do przeszłości. Wracają tamte emocje, tamta rzeczywistość, ale towarzyszy im współczesna wrażliwość i świadomość. Nie wymyślono jak dotąd doskonalszego wehikułu czasu... Zapraszam Was na podróż do lat 80. XX wieku, ale uważajcie! Ninje czają się wszędzie... 


   Gdy go poznajemy stoi na uboczu. Nie chce grać z nowymi kolegami w zośkę, woli bawić się swoim nożem motylkiem (takim co to bawić się można efektownie). Ta umiejętność, jak również stuprocentowe skupienie, przydadzą mu się już za chwilę, kiedy to grupa lokalnych rzezimieszków napadnie na konwój wojskowych ciężarówek, a ninje będą chcieli uprowadzić córkę pułkownika Hickoka. Tak jest, NINJE!!! Pytacie skąd japońscy wojownicy specjalizujący się w szpiegowaniu, zamachach i sztukach walki na Filipinach? Szkolą się pod okiem najznakomitszego mistrza ninjitsu poza Japonią - Ninjy Czarnej Gwiazdy. Ten zaś jest strażą przyboczną handlarza bronią na wielką skalę, Victora Ortegi.


   Oczywiście będzie romans (Armstrong plus córka pułkownika), będzie przyjaźń (Armstrong plus czarnoskóry kapral Rinaldo), będzie też walka na śmierć i życie (Armstrong... tzn. Amerykański Ninja kontra Ninja Czarnej Gwiazdy). Będą skoki motocyklowe, łapanie w locie łuczniczych strzał i lasery puszczane z dłoni. Oraz to co najbardziej elektryzujące - ninje ;-)


  Nakręcony za około miliona dolarów film Sama Firstenberga (m.in. "Revenge of the Ninja" 1983, "Ninja III: The Domination" 1984, "Breakin' 2: Electric Boogaloo" 1885) zarobił ponad 10 milionów dolarów, co skłoniło producentów do nakręcenia dalszych przygód szeregowca Joe Armstronga i kaprala Curtisa Jacksona. W sumie zrealizowano cztery części (w 1993 roku powstał film, który nosi tytuł "American Ninja 5", ale nie jest to oficjalna kontynuacja, tylko spore nadużycie ze strony twórców). 


   Michael Dudikoff ubiegając się o rolę nie miał pojęcia o sztukach walki. Podobno podczas przesłuchania, poproszony przez Michaela Stone'a (byłego ochroniarza Elvisa Presleya) o wykonanie kilku kopnięć, sprytny aktor zapytał, o co konkretnie mu chodzi. Stone pokazał, a Dudikoff zrobił dokładnie to samo i dostał rolę. Prawda to czy nie, jestem skłonny w anegdotkę uwierzyć. Faktycznie, niezamaskowany Dudikoff wiele nie pokazuje, a w strój ninjy można przecież ubrać kogokolwiek. Nie można mu jednak odmówić charyzmy. Kamera pokochała Dudikoffa, a my pokochaliśmy Joe'ego Armstronga...


c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz