ULICE NĘDZY
"MEAN STREETS"(1973)
reż. Martin Scorsese
Pierwszy gangsterski film Martina Scorsese jest zarazem najbardziej autobiograficzną wypowiedzią reżysera. Takie właśnie ulice Martin znał od podszewki, dlatego autentyzm bije z tego obrazu poruszająco. Staczający się po równi pochyłej Johnny Boy (Robert De Niro) oraz jego przyjaciel i anioł stróż Charlie (Harvey Keitel) to postaci na wskroś tragiczne. Z każdą minutą widz dobitnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma dla nich ratunku. Właśnie minęło 40 lat od premiery "Ulic nędzy".
Oczywiście o zaletach filmu można by długo pisać, ja jednak ograniczę się do skomplementowania dwóch scen. Pierwszą, jest pierwsze pojawienie się Charliego w klubie. Wraca z kościoła, gdzie przystąpił do spowiedzi i przyjął komunię. Dostał też pokutę, którą uważa za nieadekwatną do swoich grzechów. Według niego sam powinien wymierzyć sobie karę, którą okaże się wsadzanie palca w płomień, ale mniejsza z tym, gdyż oto wchodzi do klubu. A w zasadzie powinienem napisać płynie. Każdy go tutaj zna, każdy miło wita, wolno mu wszystko, nawet dołączyć do tancerek na scenę. W tle słyszymy Rolling Stones w utworze "Tell Me". Równie udane wejście do klubu zaliczy John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy" i Ray Liotta w "Chłopcach z ferajny".
Drugą perełką jest kolejna wizyta w klubie, kiedy Charlie pije do upadłego. Tym razem przodem do kamery. On zdaje się zachowywać równowagę, a wszystko wokół niego wiruje (motyw wykorzystywany często we współczesnych teledyskach). Chips grają utwór "Ricochet Biscuit".
Na koniec kilka ładnych plakatów i fotka z planu ;)
ULICE NĘDZY
"MEAN STREETS"(1973)
reż. Martin Scorsese
Pierwszy gangsterski film Martina Scorsese jest zarazem najbardziej autobiograficzną wypowiedzią reżysera. Takie właśnie ulice Martin znał od podszewki, dlatego autentyzm bije z tego obrazu poruszająco. Staczający się po równi pochyłej Johnny Boy (Robert De Niro) oraz jego przyjaciel i anioł stróż Charlie (Harvey Keitel) to postaci na wskroś tragiczne. Z każdą minutą widz dobitnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma dla nich ratunku. Właśnie minęło 40 lat od premiery "Ulic nędzy".
Oczywiście o zaletach filmu można by długo pisać, ja jednak ograniczę się do skomplementowania dwóch scen. Pierwszą, jest pierwsze pojawienie się Charliego w klubie. Wraca z kościoła, gdzie przystąpił do spowiedzi i przyjął komunię. Dostał też pokutę, którą uważa za nieadekwatną do swoich grzechów. Według niego sam powinien wymierzyć sobie karę, którą okaże się wsadzanie palca w płomień, ale mniejsza z tym, gdyż oto wchodzi do klubu. A w zasadzie powinienem napisać płynie. Każdy go tutaj zna, każdy miło wita, wolno mu wszystko, nawet dołączyć do tancerek na scenę. W tle słyszymy Rolling Stones w utworze "Tell Me". Równie udane wejście do klubu zaliczy John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy" i Ray Liotta w "Chłopcach z ferajny".
Drugą perełką jest kolejna wizyta w klubie, kiedy Charlie pije do upadłego. Tym razem przodem do kamery. On zdaje się zachowywać równowagę, a wszystko wokół niego wiruje (motyw wykorzystywany często we współczesnych teledyskach). Chips grają utwór "Ricochet Biscuit".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz