PODNIEBNY TERROR (1998)
"AIRBORNE"
reż. Julian Grant
Steve Guttenberg przewijał bobasa ("3 Men And A Baby" 1987), zakochiwał się w duchach ("High Spirits" 1988) i grywał w piłkę nożną z dzieciakami ("The Big Green" 1995). Wszystkie próby zdystansowania przylgniętego do niego wizerunku rozrywkowego funkcjonariusza policji Mahoneya okazywały się jednak bezowocne. Dobiegając 40. odezwał się kryzys wieku średniego, więc Steve zaczął pakować na potęgę i grać w filmach akcji. Oto jeden z nich...
Z pilnie strzeżonego laboratorium zostaje skradziony bardzo niebezpieczny wirus, który złodzieje próbują wywieźć z kraju prywatnym samolotem. Do akcji błyskawicznie wkracza jednostka specjalna "Mach Jeden". Podlatują do samolotu, przeskakują do niego, obezwładniają terrorystów i odzyskują wirus. Proste. To jednak nie koniec kłopotów. Zbyt wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Pojawiają się podejrzenia. Ktoś próbuje wykończyć agentów "Mach Jeden".
Tajemnicą poliszynela pozostaje fakt jak twórcom filmu udało się zwerbować do obsady Steve'a Guttenberga i Seana Beana. Niewątpliwie chodziło o pieniądze, bo nic innego nie mogło tutaj wchodzić w grę. Ani scenariusz nie jest zbyt odkrywczy, ani nazwisko reżysera (który dwa lata wcześniej popełnił swój debiut "Electra" z Shannon Tweed), kuszące. Śmiem twierdzić, że panowie aktorzy pochłonęli 3/4 budżetu całości, bo to co widzimy na ekranie spektakularnością ledwie odbiega od teatru telewizji. Niedorzeczności, niekonsekwencje, tandeta - te trzy słowa według mnie najtrafniej określają "Podniebny terror". I proszę nie dać się nabrać na zwiastun. On tylko dlatego wygląda przyzwoicie, bo ujęcia są krótkie i szybko zmontowane, w przeciwieństwie do samego filmu.
Poniżej opis polskiego dystrybutora wideo ("Best Film").
Dodam tylko, że ta "pełna napięcia i niespotykanych wyczynów akcja" to bodaj najbardziej żenujący moment całego filmu. Efekty komputerowe są godne pożałowania. Jakakolwiek doza prawdopodobieństwa jest równa ZERU. Ciekawsze sceny w samolocie można zaobserwować w teatrze sensacji Kobra z 1964 roku ("Samolot do Londynu"). Z Familiady wiem już, że więcej niż jedno zwierzę to lama, a teraz dowiedziałem się, że wiele ("wielu członków zespołu zostaje zamordowanych") to znaczy JEDEN. Brawo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz