niedziela, 20 września 2015

Hauersploitation 04 - Wybuch (1997)

WYBUCH / BLAST (1997)

reż. Albert Pyun

   W ramach prezentowanego przeze mnie cyklu Hauersploitation chciałem przypomnieć Państwu film, który opisałem półtora roku temu (8 lutego 2014). W zasadzie moje odczucia względem niego się nie zmieniły. "Wybuch", jakkolwiek by na niego nie próbować przychylnie patrzeć, pozostaje gniotem na medal. Olimpijski zresztą...

   Dzień otwarcia Zimowej Igrzysk Olimpijskich w Soczi to doskonały dzień na obejrzenie filmu o grupie terrorystów, którzy opanowują basen treningowy w dzień otwarcia Letniej Olimpiady z Atlancie. W inne dni tego filmu po prostu oglądać nie warto.


   Omodo to terrorysta weteran. Nie przepuści żadnej okazji żeby sobie nie poterroryzować. Akurat rozpoczyna się olimpiada w Atlancie (1996). Do miasta ma przyjechać prezydent USA i inni ważni notable, więc Omodo z grupą oddanych mu podwładnych napadają na basen treningowy i biorą za zakładniczki drużynę amerykańskich pływaczek. Pokrzyżować szyki zamierza były mąż trenerki pływania, Jack Bryant, niegdyś dobrze zapowiadający się sportowiec, teraz - po kontuzji, stoczeniu się na dno i wyjściu z dołka - sprzątacz...


   Spektakl z gadającymi głowami imitujący film akcji. Jeśli w oryginale film kręcony był w panoramie 2,35:1 to po telewizyjnym przycięciu 4:3 nie zostało nic z atrakcyjności kadrów. Wielkie głowy szczelnie wypełniają ekran. Kilka scen walk pokazanych jest z dalszej perspektywy i są to jedyne momenty, które autentycznie mogą sprawić frajdę oglądającym. Dziwię się takiemu podejściu do kręcenia. Przecież Albert Pyun musiał zdawać sobie sprawę, że jego film skazany będzie na wegetację wideo, a wówczas standardem było przecież przycinanie obrazu. Era DVD z pięknymi panoramami miała dopiero nadejść.

   Sama Olimpiada również ma charakter umowny. Równie dobrze terroryści mogliby opanować basen w Bydgoszczy albo Tuszynie. Kilka przebitek eskortowanych limuzyn nagranych zwykłą kamerą podczas faktycznej olimpiady to troszkę za mało żeby należycie oddać klimat imprezy o takiej skali.


   Kolejna sztuczka to znane nazwiska. Na moje oko Rutger Hauer spędził na planie jeden dzień i 90% swoich tekstów czytał z kartki. Przez większość ujęć siedzi w ciemnym pomieszczeniu z słuchawką przy uchu wpatrzony w architektoniczne plany basenu (aha, jasne... po prostu czyta swoje kwestie). Pod koniec filmu zostaje zapakowany (bo porusza się na wózku inwalidzkim) do furgonetki i przewieziony na basen, do którego wskoczy w ostatniej scenie.


   Tim Thomerson, znany z serii "Trancers", ale także z filmów Alberta Pyuna ("Dollman", "Knights", "Nemesis", "Hong Kong 97"), gra tutaj komisarza policji. Siedzi za biurkiem, w przypływie emocji powie "Cholera" - jeden dzień na planie. Wielka szkoda. Ja rozumiem, że zapewne chodzi o pieniądze. Za małe stawki dobrzy aktorzy nie chcą się forsować. Występy w produkcjach pokroju "Wybuch" są dla nich meczami towarzyskimi. Nie wypada odmówić kolegom, niech sobie dolansują film na naszych nazwiskach, a po skończonym dniu zdjęciowym napijemy się wódki i zapomnimy o całym wydarzeniu. Niech tylko widzowie zrobią tak samo...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz