niedziela, 23 listopada 2014

Blackout (1985)

BLACKOUT (1985)

reż. Douglas Hickox


   Założenie fabularne tego filmu jest bardzo dobre. Ktoś morduje całą rodzinę. Nie ma podejrzanych, nie ma śladów, które prowadzą do zabójcy. Starzejący się policjant czuje, że tą sprawą powinien zakończyć swoją karierę. Ma miejsce wypadek samochodowy. Jedna osoba ginie, drugiej cudem udaje się ujść z życiem. Niestety zanik pamięci komplikuje weryfikację. Tożsamość jednego z mężczyzn jest znana, nie wiadomo jednak którego. Mija rok. Facet z wypadku dochodzi do siebie. Przez okres rekonwalescencji zbliża się do opiekującej się nim pielęgniarki. Samotnie wychowująca dwójkę dzieci kobieta odwzajemnia jego uczucie. Mijają kolejne lata. Sprawa morderstwa całej rodziny w dalszym ciągu pozostaje nierozwiązana. Policjant prowadzący wówczas śledztwo przeszedł na emeryturę, ale w dalszym ciągu spędza mu ono sen z powiek. Wtem trafia na ślad naszej ofiary wypadku, który stracił pamięć i ułożył sobie życie jako prawy obywatel. Były policjant kontaktuje się z nim i wykłada mu kawę na ławę - według jego teorii to on jest zabójcą sprzed lat. Instynkt mordercy powraca...

   Być może to wszystko skrojone jest jak tani telewizyjny melodramato-thriller, którym de facto "Blackout" oczywiście jest, ale ogląda się go nad wyraz dobrze. Douglas Hickox (m.in. "Behemoth The Sea Monster" z 1959, "Krwawy teatr" z 1973, "Zulu Dawn" z 1979) umiejętnie buduje napięcie i nie pozwala swym widzom się nudzić. Duża w tym zasługa bardzo dobrych zdjęć. 90% kadrów to klasyczna szkoła filmowania, ale zdarzają się sceny zdradzające, że w ich autorze drzemie potencjał zdecydowanie wykraczający poza produkcje realizowane dla telewizji. Tak Fujimoto, bo o nim mowa, pracował wcześniej m.in. dla Terence'a Malika ("Badlands" 1973), a już niebawem miał nawiązać długoletnią współpracę z Jonathanem Demme ("Dzika namiętność" 1986, "Poślubiona mafii" 1988, "Milczenie owiec" 1991, "Filadelfia" 1993, "Umiłowana" 1998, "Prawdziwe oblicze Charliego" 2002, "Kandydat" 2004) oraz M. Night Shyamalanem ("Szósty zmysł" 1999, "Znaki" 2002, "Zdarzenie" 2008).

   Nie jestem miłośnikiem remake'ów, ale ten film z przyjemnością przekazałbym pod świeżą obróbkę Davidowi Fincherowi. Zanim jednak na podobny pomysł wpadną grube ryby z Hollywood, sugeruję zapoznać się z oryginałem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz