sobota, 18 stycznia 2014

Przegląd filmów 8mm cz.4


   W niespełna cztery miesiące po poprzednim przeglądzie Paweł Kaczmarek przygotował kolejną porcję atrakcji. Kaskaderzy, gigantyczne pająki, zmutowani ludzie, wampiry i mumie. Czy miłośnicy mocnych wrażeń mogliby sobie życzyć czegoś więcej? OK, mógłby być jeszcze striptease, ale niestety zaginął gdzieś po drodze z Francji.

   Przegląd rozpoczął krótki dokument "Rodeo Auto" rejestrujący kaskaderskie popisy pewnego (francuskiego?) kierowcy. Jazda samochodem  na dwóch kołach, podczas której kierowca podnosi leżący na ziemi kask, a także wymija slalomem ludzkie pachołki.


  W konwencji monster movies lat 50. jawił się "Earth vs. The Spider" (1958). Na pierwszy rzut oka zrzynka z "Tarantuli" Jacka Arnolda z 1955 roku, ale efekty prezentują się tu wcale nie gorzej.


   "Blood On His Lips", znany bardziej jako "The Hideous Sun Demon" (1959), to opowieść o odrażającym demonie słońca właśnie. Zastosowano tutaj ciekawą grę słów: hideous znaczy dosłownie wstrętny, odrażający; samo hide to skóra albo też ukrywać się, a nasz demon ukrywa się przecież przed słońcem, które działa na jego skórę i paskudnie ją mutuje. Na taśmie mamy finałową sekwencję pościgu policjantów za tytułowym demonem, która swą kulminację będzie miała na miejskiej wieży ciśnień.



   "The Vampire And The Ballerina" (1960) to klasyczny wampiryczny horror (włoski zresztą) o Księciu Ciemności więżącym w swej mrocznej posiadłości piękne niewiasty. Jest też Królowa Wampirów, która aby zachować wieczną młodość musi regularnie spożywać krew mężczyzn. Znów mamy finałową sekwencję wkroczenia do zamku dzielnych adwersarzy.


   Na koniec oczywiście zostawiliśmy najlepsze. "The Mummy's Ghost" (1944) z Lonem Chaney'em Jr. i Johnem Carradine'em w rolach głównych. "Bezimienna! Bezcielesna! Nieśmiertelna!" Mumia z wytwórni Universal Pictures. Kontynuacja "The Mummy's Tomb" z 1942 roku. I znów końcówka filmu z mumią porywającą najnowsze wcielenie swojej ukochanej sprzed tysięcy lat i pościg za nimi w głąb moczarów i uroczysk. Tutaj zrobiłem najwięcej fotek. Wcześniej rozładowywał mi się aparat, więc wstrzemięźliwie pstrykałem mniej, żeby sfotografować każdy film.


   Kolejna solidna porcja obcowania z X muzą najbliżej jak się da. Kino domowe w najbardziej adekwatnym tego słowa znaczeniu. Pisząc "kino" mam oczywiście na myśli to tradycyjne, starej daty, z taśmą filmową i terkoczącym projektorem, a nie cyfrowe popierdółki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz