poniedziałek, 30 listopada 2015

Operacja KADR, odcinek pierwszy


   Bez zbędnych ceregieli czas rozpocząć ostry przesiew mojej kolekcji kaset wideo ;)
   Na pierwszy ogień  poszedł "Honor West Point" ("Assault at West Point: The Court-Martial of Johnson Whittaker"). Dlaczego akurat ten? Pozostałe były nieprzewinięte.

   Telewizyjny film z 1994 roku powstały ku pokrzepieniu czarnoskórych serc. Nie wiem czy sukces "Ludzi honoru" miał jakikolwiek wpływ na zrealizowania "Honoru West Point", ale skojarzenia podczas seansu nasuwają się same (w zasadzie pierwsza sugestia jest już w polskim tytule). Rzetelny film opisujący prawdziwą rozprawę. Dla miłośników West Point, filmów sądowych i Samuela L. Jacksona.


   Po takim dramacie musiałem się rozweselić. W magnetowidzie wylądowała komedia z Jeffem Goldblumem i Mimi Rogers. Bohater grany przez Goldbluma właśnie kończy 40 lat i mimo iż wszystko pozornie jest w jak najlepszym porządku (piękna żona, dobra praca), to jednak Howard nie jest szczęśliwy i obwinia za to swoją żonę. Na urodziny postanawia zafundować sobie prezent - zastrzeli Elizabeth.
Nakręcona w Hiszpanii za minimum kosztów niby komedia, którą można zaliczyć jedynie dla Goldbluma. Bynajmniej ten sympatyczny skądinąd aktor wznosi się tu na wyżyny swojej profesji. Zresztą nikt tutaj nie wznosi się na żadne wyżyny.


   Po umiarkowanej dawce śmiechu nabrałem ochoty na coś mocniejszego. "Ostatni skok" drugi pełnometrażowy film w reżyserskim dorobku 32 letniego wówczas Kiefera Sutherlanda, który najwyraźniej zapatrzył się na kino spod znaku Tarantino. Czuć tu zarówno "Wściekłe psy" jak i "Prawdziwy romans". Czy to zarzut? Niekoniecznie. Wielu twórców w latach 90. próbowało naśladować styl Quentina, choćby jedynie zamieszczając w swoim filmie scenkę z opowiadaną nieprawdopodobną i zabawą historyjką.
   "Prawda Lub Konsekwencje, Nowy Meksyk" to dość osobliwy tytuł, więc polski dystrybutor zdecydował się na bardziej chwytliwy "Ostatni skok". Od siebie jedynie dodam, spoilerując przy tym troszkę, że tytułowy ostatni skok nie jest wynikiem skrupulatnie zaplanowanej ostatniej akcji rabunkowej w kryminalnej historii naszych bohaterów, którzy zamierzają przejść na emeryturę. Jest skokiem ostatnim, bo wszystko idzie w nim nie tak jak powinno i ucieczka przestępców niechybnie zakończyć musi się ich śmiercią.
   Całkiem miłe zaskoczenie, bo choć film widziałem już kilkanaście lat temu, to zupełnie zapomniałem, że grał w nim Vincent Gallo, a o tym fakcie nie wspomina niestety dystrybutor na okładce wideo. Jest to dość dziwne, bo aktor gra tam główną rolę, od niego rozpoczyna się cały film i to jego nazwisko jako pierwsze pojawia się na ekranie. Tak czy inaczej "Ostatni skok" wraca na półkę z filmami.


   37 letnia aktorka wyglądająca jak atrakcyjna pięćdziesięciolatka oraz aktor, którego role w "Czy leci z nami pilot?" i "Spokojnie, to tylko awaria" przysłoniły wszelkie wcześniejsze i późniejsze dokonania, dwoją się i troją byśmy uwierzyli w tą z założenia romantyczną komedię. Małą wisienką na tym bezsmakowym torcie jest mała rólka Vincenta Cassela (m.in. "Nienawiść", "Nieodwracalne", "Czarny łabędź"). Niestety to zbyt mało żeby "Gorąca czekolada" Josee Dayana nadawała się do spożycia.


   I w ten oto sposób z czterech VHSów na półce zostanie tylko jeden. Reszta wylatuje. W tym tygodniu zmierzę się z kolejnymi tytułami. Czeka mnie Leslie Nielsen w kosmosie, Louis Gossett Jr i Billy Zane w akcji, wiosłujący Nicolas Cage oraz - jak zapewnia dystrybutor - połączenie "Dirty Dancing" i "Uwierz w ducha", o którym jakoś podejrzanie nikt nigdy nie słyszał. Już się boję ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz