sobota, 7 listopada 2015

Spectre (2015)

SPECTRE (2015)

reż. Sam Mendes


   Po przerysowanych Bondach z Pierce'em Brosnanem zmiana odtwórcy głównej roli wiązała się również ze zmianą ogólnego wizerunku serii. Tym razem przygody agenta 007 miały być rasowym filmem akcji z solidnie nakreślonymi portretami psychologicznymi głównych postaci. Pomysł się sprawdził, ale też - po trzech częściach serii - zdążył już znudzić. Wielkie umysły w służbie Jej Królewskiej Mości postanowiły coś z tym zrobić. Nafaszerowali więc "Spectre" nawiązaniami do klasycznych epizodów serii, nie szczędząc przy tym lekkiej autoironii, ale podanej z największym wyczuciem. 


   Film otwiera scena uroczystości związanych z meksykańskim Świętem Zmarłych. Barwna parada z wszędobylskimi czaszkami i kościotrupami z miejsca przywołuje skojarzenia z "Żyj i pozwól umrzeć". Jest nowoczesny samochód z dorobionymi przez Q starymi przełącznikami uruchamiającymi m.in. karabin, miotacz ognia i wyrzutnię fotela kierowcy. Jest siedziba głównego złoczyńcy w kraterze gdzieś na pustyni. Zresztą sam złoczyńca to doskonale znany fanom serii. To Ernst Stavro Blofeld (tym razem w kreacji Christophera Waltza).


   Oprócz zbrodniczego umysłu jest też oprych na miarę żelaznych szczęk Richarda Kiela. Dave Bautista budzi absolutny respekt (w końcu jest zawodnikiem MMA i wrestlingu). Jest jak rozjuszony dzik i mnie sceny z nim wgniatały w fotel. Oczywiście najbardziej napierdalanka w pociągu (kłaniają się "Pozdrowienia z Rosji" i "Szpieg, który mnie kochał").

 

   Nawiązania nawiązaniami, ale nie zapominajmy o pięknych kobietach, a te są wyjątkowo piękne. Miss Moneypenny w żadnym innym filmie serii nie wyglądała równie seksownie jak tutaj (mimo iż twórcy celowo nie robią z niej sex-bomby, którą de facto Naomie Harris jest. Wystarczy popatrzeć na fotki z różnych premier). Bardzo dobra jest scena, w której odwiedza Bonda w jego mieszkaniu, a gdy wychodzi on patrzy za nią przez okno. To spojrzenie mówi nam wszystko o uczuciach jakimi on ją darzy.


   Podoba mi się również piosenka "Writing's on the Wall" w wykonaniu Sama Smitha, choć jak dotąd nie słyszałem żadnych pozytywnych opinii na jej temat. Pani siedząca nieopodal mnie w kinie skomentowała ją krótko "O Boże...". Nie znam twórczości tego 23 letniego chłopca, ale nagród Grammy, Billboard, Brit i innych tylko za ładne oczy nie dostał.

   Na koniec zostawiłem gorzką pigułkę ;) Nie wiem czemu, ale odkąd dowiedziałem się, że Daniel Craig miał wypadek w Austrii podczas kręcenia sceny pościgu, byłem przekonany, że w "Spectre" będzie scena pościgu na nartach. Nie ma takiej sceny i dlatego muszę być surowy w swej ocenie. 9/10.

1 komentarz:

  1. Mnie trochę film rozczarował. Zło miało za mało zła w sobie. Nie czułem jego siły. Samego Bautisty też była za mało. Poza tym oglądało się go przyjemnie, a dzięki ciągłej akcji nie było czasu na nudę.

    OdpowiedzUsuń