piątek, 2 listopada 2012

"DYWAN" cz. 1

 Opowiadanie pod roboczym tytułem "DYWAN" cz. 1

   Mężczyzna w grafitowym garniturze wił się po podłodze. Bez powodzenia próbował zaczerpnąć w płuca powietrze. Zawiązany na jego szyi krawat przestał już pełnić funkcje wyłącznie dekoracyjne. Wychodzące z orbit oczy zwiastowały rychły koniec żywota. Kawałek dywanu w swoim biurze to nie jest najlepszy pożegnalny obrazek. Zobaczyć Paryż i umrzeć. Być może patrząc na Wierzę Eiffla, albo nawet dławiąc się croissantem. Zobaczyć Rzym i umrzeć. Spadając ze schodów Koloseum, albo na atak serca w Bazylice Św. Piotra. Ale tak? Na dywanie w swoim biurze w jakiejś małej mieścinie, uduszony przez nieznajomego faceta, który nie był nawet umówiony na spotkanie? Zaczął żałować, choć było na to zdecydowanie za późno, że dał dzisiaj wcześniej wolne swojej sekretarce. Jednak tak rzadko o cokolwiek go prosiła. Zapowiadał się piękny jesienny weekend, a ona chciała odwiedzić swoją siostrę, która mieszkała ponad sto kilometrów stąd. Jego weekendowe plany też były już skonkretyzowane. Nie zamierzał siedzieć dłużej w pracy. O siedemnastej miał zamknąć biuro na cztery spusty i nawet na chwilę nie wrócić do niego aż do poniedziałku. Plany jednak uległy dramatycznej zmianie. Nie dość, że nie zamknie dzisiaj swego biura to jeszcze nie wróci do niego już nigdy. Czy kochał swoją pracę? Sumiennie ją wykonywał i choć często napawała go obrzydzeniem, przyświecał jej szczytny cel, a to już dawało satysfakcję. Jeszcze raz spróbował desperacko wciągnąć powietrze do płuc. Krawat bezlitośnie nie dawał mu na to żadnych szans. 

   Dźwięk telefonu, który nagle rozległ się w biurze nie doleciał już do jego uszu. Usłyszał go za to doskonale drugi mężczyzna. Zanim zdecydował się poluźnić trzymany z całych sił krawat wyczekał kolejne dwa sygnały. Niespiesznie wstał z leżącego na dywanie ciała, które jeszcze chwilę wcześniej stawiało solidny opór. Znów wygrał tę walkę. Który to już raz? Stary aparat telefoniczny CB-740 wrzeszczał niemiłosiernie. Być może to dlatego, że chwilę wcześniej w biurze zapanowała - nomen omen - grobowa cisza...

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz