środa, 16 lipca 2014

Igrzyska śmierci (2012)

IGRZYSKA ŚMIERCI

"THE HUNGER GAMES" (2012)

reż. Gary Ross


   W ramach dorocznego telewizyjnego reality show, znanego potocznie jako "Gra głodowa" (w polskim tłumaczeniu "Głodowe igrzyska", albo jeszcze piękniej dla ucha i oka - "Igrzyska śmierci") z 13 dystryktów, na które podzielona jest Ameryka, zostaje wyłonionych po dwóch nastolatków, by drogą eliminacji (dosłownie) wyłonić jednego ocalałego.

   O śmiertelnych reality show mogliśmy poczytać choćby w "Wielkim marszu" i "Uciekinierze" Richarda Bachmana (czyli pobocznych wypocinach Stephena Kinga), mordujących się nastolatków widzieliśmy w japońskim "Battle Royale", o medialnych machinacjach powstały dziesiątki filmów. Nie ma więc w "Igrzyskach śmierci" niczego czego byśmy już wcześniej nie widzieli lub o czym byśmy nie czytali. Jedynym novum, a zarazem elementem, w którym należy upatrywać sukcesu trylogii Suzanne Collins jest sprowadzenie tych wszystkich składowych do poziomu mentalnego nastolatków. I proszę bynajmniej nie odczytywać tego jako zarzut. Wzajemnie nakręcające się powieści i ich ekranizacje to przecież znak naszych czasów, że przytoczę tylko trylogię Tolkiena, przygody Harry'ego Pottera czy sagę "Zmierzch". Nie ma co pomstować na to zjawisko, wręcz przeciwnie - trzeba się cieszyć, że młode pokolenie chętnie sięga po książki.

   78 milionów dolarów i blisko 700 milionów wpływu. Takie wyniki robią wrażenie. Nic więc dziwnego, że odtwarzająca główną rolę Jennifer Lawrence niemal z marszu stała się gwiazdą i - jak czas pokazał - ulubienicą Akademii Filmowej (chociaż akurat jej występ w "The Hunger Games" nie został przez owo szacowne grono doceniony; ale tutaj akurat nie ma się czemu dziwić, bo rola to co najwyżej poprawna). Świat oszalał na punkcie "Igrzysk śmierci", podobnie jak kilka lat wcześniej oszalał na punkcie "Zmierzchu". Rozpoczęło się wielkie odcinanie kuponów. Zaledwie półtora roku później fani serii mogli mościć się w kinowych fotelach na kontynuacji, która odniosła jeszcze większy sukces (budżet ok. 140 mln $ - wpływy 864 mln $). Aby to szczęście trwało jak najdłużej trzeci tom powieści, "Kosogłos", podzielono na dwa filmy. Pierwszy z nich trafi do kin w listopadzie tego roku, drugi rok później. Praktyka to zaiste perfidna (to także znak obecnych czasów), ale póki widzowie pozostaną zadowoleni to niech sobie producenci nabijają kabzy...

   No dobrze, wiemy już o czym jest film, wiemy że jest ekranizacją poczytnej książki, wiemy że zarobił miliony dolarów i wiemy że ciąg dalszy nastąpi. Ale czy w ogóle warto się porywać na seans, czy może lepiej włączyć sobie kilka odcinków "Robina z Sherwood" z Michaelem Preadem? No i kim do cholery jest Gary Ross?

   "Igrzyskami śmierci" można z powodzeniem zająć sobie środowe popołudnie. Ani nas nie zaziębią, ani nas nie poparzą. Bez mała dwie i pół godzinki zlecą nam całkiem przyjemnie i poczujemy głód kolejnej części trylogii kwadrologii (filmowej). Nastolatki mordujące się w konwencji PG-13 co najwyżej wywołają chęć sięgnięcia po ciut mocniejszą odtrutkę (wspomniane "Battle Royale"). Nie powali ani Jennifer Lawrence, ani Stanley Tucci, ani Woody Harrelson, ani Lenny Kravitz, ani Donald Sutherland. Ot, poprawne role. Ale Wes Bentley jako Seneca Crane powinien się podobać, a Elizabeth Banks - gdy już zdamy sobie sprawę, że pod grubą warstwą białego makijażu i dziwacznymi strojami kryje się właśnie ona - rozjebie nasz system immunologiczny.


   A na koniec Gary Ross. Jeszcze w zamierzchłych latach 80., jako 32 latek napisał scenariusz do filmu "Duży" z Tomem Hanksem. Później były skrypty do "Mr. Baseball" z Tomem Selleckiem, "Dave'a" z Kevinem Kline'em i "Lassie" z jakimś szkockim owczarkiem. W 1998 roku nadszedł czas na reżyserski debiut. Ten wypadł nad wyraz udanie, bowiem "Miasteczko Pleasentville" zostało docenione zarówno przez widzów (no może bez przesady, ale budżet zwróciło, a był niemały) jak i krytyków (trzy nominacje do Oscara i 16 zdobytych nagród na różnych filmowych spartakiadach). Kolejny reżyserski krok - "Niepokonany Seabiscuit" - okazał się jeszcze większym sukcesem. Tym razem nominacji do Nagrody Akademii było 7, a zainwestowane 87 milionów dolarów przyniosło przewie 150 mln $. Minęły kolejne długie lata (dziewięć) i doszliśmy do wyżej opisywanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz