MARIA SKŁODOWSKA-CURIE (2016)
"MARIE CURIE"
reż. Marie Noelle
W zasadzie nie jest to powód, który miałby ten niemiecko-francusko-polski film dyskwalifikować, ale nie byłbym sobą, gdybym o tym nie wspomniał. Polska kampania reklamowa obrazu niemieckiej reżyserki, Marie Noelle, wprowadza widza w błąd. To, że sam tytuł podkreśla polskie pochodzenie dwukrotnej laureatki Nagrody Nobla, nie budzi moich zastrzeżeń (aczkolwiek pozostanie tylko przy nazwisku męża koresponduje z fabułą, w końcu MS-C robi wszystko z myślą o zmarłym w wypadku Pierze Curie) Co ciekawe w filmie nasza rodaczka wcale nie jawi się jako wielka patriotka. Powrót do Polski jej nie interesuje, we Francji jest wygodniej i łatwiej (absolutnie się pani nie dziwię).

Zawiodą się także ci, którzy nastawią się na fizyczno-chemiczne smaczki. O chemii głownie się tu mówi (i to na salonach), rzadziej ją pokazuje. "Maria Skłodowska-Curie" to film o miłości i feministycznym triumfie, podobny w swej wymowie do niedawnej "Sztuki kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" Marii Sadowskiej. Tyle, że obraz Sadowskiej zrealizowany był dużo sprawniej niż ten wyreżyserowany przez Noelle.
Uważam że w przypadku "Marie Curie" mamy do czynienia z filmem telewizyjnym, który w ogóle nie powinien trafić do kin. Nie oznacza to oczywiście, że film jest bardzo zły. Karolina Gruszka, podobnie jak reszta obsady, dała radę, kostiumy i charakteryzacja też są niczego sobie. Niestety, gdybym miał zerową wiedzę o tytułowej bohaterce, to bynajmniej nie pogłębiłaby się ona po seansie, który zdecydowanie pozostawia uczucie niedosytu. 5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz