PREDATOR vs. JUDGE DREDD
Popuśćmy wodze fantazji. Skoro Arnold Schwarzenegger skopał dupę Predatora w pierwszym filmie cyklu, to dlaczego nie miałby zmierzyć się z nim (Predatorem, oczywiście) Sylvester Stallone, któremu zdarzyło się niegdyś zagrać Sędziego "AJEMDELO" Dredda? Po co jednak fantazjować, skoro takie marzenia możemy spełnić sobie czytając komiks "Predator vs. Judge Dredd"...
Kosmiczny myśliwy trafia do Mega City, czyli 400 milionowego miasta, w którym porządku pilnują SĘDZIOWIE. Zgodnie z upodobaniami, Predator to właśnie ich upatruje sobie jako zwierzynę. Nie będzie to jednak łatwe polowanie, w końcu po stronie prawa stoi sam Sędzia Dredd...
Kiedy za scenariusz bierze się John Wagner, współtwórca postaci Sędziego Dredda, to nie nie może być mowy o lipie. Dorzućmy do tego rewelacyjną grafikę Argentyńczyka Enrique Alcatena i mamy komiksowy HIT. W oryginale trzyczęściowy, w Polsce ukazał się w jednym tomie nakładem wydawnictwa TM-Semic, w serii "Mega Komiks" w 2000 roku. Kolory są lekko wypłowiałe i przekłamane, ale wypełnione po brzegi szczegółami rysunki i bardzo dynamiczne kadry sprawiają, że zapominamy o wszelkich niedogodnościach.
Znalazło się tu miejsce dla klasycznej kwestii, którą w filmowym "Predatorze" z 1987 roku wypowiedział Arnie (ok, być może jest lekko zmieniona, ale wiadomo ;)).
Jest też mój ulubiony element każdej historii z kosmicznym myśliwym, czyli moment, w którym ktoś spostrzega zieloną krew Drapieżcy, bo wiadomo - "If it bleeds, we can kill it" ;)
Reasumując: dobry scenariusz, świetne rysunki, dynamika kadrów i krew (nie tylko ta zielona). Dla każdego coś miłego. Chciałbym mieć to w twardej oprawie na kredowym papierze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz