niedziela, 25 stycznia 2015

Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć (2012)

HANS KLOSS. STAWKA WIĘKSZA NIŻ ŚMIERĆ (2012)

reż. Patryk Vega


   Kilka lat temu fanów Hansa Klossa zelektryzowała informacja, że oto czynione są przygotowania do kinowej wersji przygód agenta J-23. Nowa wersja musiała się zmierzyć z legendą leciwego serialu telewizyjnego, a zarazem przypodobać się młodszej widowni, która to z bohaterami tegoż serialu miała się spotkać po raz pierwszy. Niepokój budziła osoba reżysera. Najpierw mówiło się o Władysławie Pasikowskim (który figuruje na liście płac jako scenarzysta), ale ostatecznie zaszczytna funkcja reżysera przypadła Patrykowi Vedze, który dał się wprawdzie poznać jako autor świetnego serialu "PitBull", ale też ponosił odpowiedzialność za żenujące "Ciacho". Presja była ogromna, oczekiwania jeszcze większe...

   Rok 1975, Madryt. Na pogrzebie Otto Skorzeny'ego pojawia się cała śmietanka nazistów, którzy planują odbudować III Rzeszę (tyle tylko, że teraz - dla porządku - byłaby to IV Rzesza). Na uroczystość przybywa także Hans Kloss. Hermann Brunner przekonuje emerytowanych nazistów, że powinni posłużyć się Klossem, aby odnaleźć ukryty skarb - wywiezioną w 1945 roku z Królewca Bursztynową Komnatę.


   Tłumy pospieszyły do kin, a krytycy chwycili za pióra (albo raczej za laptopy) i poczęli smażyć pomsty na film Patryka Vegi. Marta Żmuda-Trzebiatowska zdobyła Węża (prześmiewczą nagrodę krytyków filmowych) w kategorii najgorsza polska aktorka. Ponadto nominowany został Vega jako najgorszy reżyser, Marta Żmuda-Trzebiatowska (znów!) i Tomasz Kot jako najgorszy duet na ekranie oraz waląca się latarnia morska jako najgorszy efekt specjalny. Faktycznie, o dziesięć lat starszej od swej filmowej bohaterki Marcie Żmudzie-Trzebiatowskiej urody odmówić nie można, ale nad warsztatem musi jeszcze troszkę popracować. Nie specjalnie dziwi więc fakt, że pomiędzy graną przez nią Elzą a Klossem nie czuć chemii. Waląca się latarnia morska plus płonący zamek i bombardujący myśliwiec jako komputerowe efekty specjalne również wypadają słabo, ale przynajmniej jest ich w filmie mało, a lepszych kilka marnych efektów niż jeden niekończący się dobry efekt, który męczy widza przez cały seans (mam tutaj na myśli blockbustery typu "Transformers" lub "Pacific Rim", które oprócz dobrych efektów nie oferują niczego więcej). Najwyższej próby nie były także plakaty reklamujące film, ale jest to smutną normą 99% współczesnych polskich plakatów. I tyle jeśli chodzi o narzekanie, bowiem cała reszta wypada co najmniej satysfakcjonująco.


   Wartka akcja, poczucie humoru (zobaczycie czym okażą się sztabki złota nazistów) i świetna obsada! Tomasz Kot jako młody Kloss (bo starego gra - a jakże! - Stanisław Mikulski) oraz Piotr Adamczyk jako młody Brunner (bo starego gra - a jakże! - Emil Karewicz). Ponadto Piotr Mecwaldowski i Daniel Olbrychski jako aryjskie typy, Jerzy Bończak jako Erich Koch, no i Piotr Głowacki oraz Janusz Chabior jako funkcjonariusze SB. Najbardziej jednak ucieszyło mnie to, że reżyser nie zapomniał, że pociski dziurawią ludzi, z których w konsekwencji wypływa krew, a granaty rozrywają ich ciała na kawałki. Niby nic, ale we współczesnym kinie komercyjnym, chcącym się przypodobać każdej widowni (czyli hollywoodzkim PG13), to rzecz niespotykana.


   Reasumując, nie ma chyba obecnie drugiego takiego polskiego filmu, którego sequel chciałbym zobaczyć bardziej niż właśnie kolejne przygody dzielnego agenta J-23.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz