wtorek, 6 stycznia 2015

Uliczny oprawca (1991)

ULICZNY OPRAWCA

"THE OWL" (1991)

reż. Tom Holland


   Przy pasie kolt, na nogach kowbojki z ostrogami, na grzbiecie kuloodporny płaszcz, a na palcu sygnet z sową. Nieprzypadkowo taki właśnie ptak jest symbolem naszego bohatera. Sowa to drapieżnik, który poluje głównie w nocy, zupełnie jak Alex, który od ośmiu lat nie zmrużył oka i na dodatek widzi w ciemności. Przed laty stracił żonę i córkę, teraz nocami tropi złoczyńców.

   W mieście pojawił się nowy narkotyk, żelazny proszek.

"Żelazny proszek to steryd anaboliczny, całkowicie uzależniający. Jak weźmiesz mało będziesz jak Bo Jackson (amerykański futbolista i baseballista). Jak weźmiesz dużo, będziesz jak Hulk Hogan, tylko zamiast mózgu będziesz miał kaszankę."

Sposób jego wytwarzania jest tajemnicą na miarę receptury coca-coli. Każdy chce wejść w jego posiadanie. Miejscowy gangster, czarnoskóry ICE, porywa biochemika, który wie jak zrobić żelazny proszek. Zrozpaczona dziesięcioletnia córka porwanego zgłasza się do Sowy, aby ten odnalazł jej ojca.

   Zanim Adrian Paul rozsławił się rolą w serialu "Nieśmiertelny" (1992-1998) zdążył już zagrać w kilku innych. Najpierw były "Dynastia Colbych" (1987) i "Wojna światów" (1989-1990). Następnym miała być "Sowa" (czy jak wolał polski dystrybutor wideo "Uliczny oprawca"). Niestety, skończyło się na pilocie, którym do tego stopnia zniesmaczony był sam reżyser, Tom Holland (m.in. "Postrach nocy", "Laleczka Chucky"), że wycofał swoje nazwisko z czołówki, zastępując je wstydliwym Alan Smithee (pseudonim, którym posługują się reżyserzy niezadowoleni ze swoich filmów). Perspektywy były obiecujące. Scenariusz (również autorstwa Hollanda) oparty został na powieści Boba Forwarda z 1984 roku. Do ról drugoplanowych zaangażowano niegdysiejszych filmowych przeciwników Sylvestra Stallone (Brian Thompson z "Cobry"Rick Zumwalt z "Ponad szczytem"). Trening w kanałach połączony z retrospekcjami ostatnich chwil z żoną i córką, które zginęły w wybuchu bomby podłożonej w samochodzie, żywo przypominały te z "Punishera" z Dolphem Lundgrenem (w roli porwanego biochemika wystąpił Mark Lowenthal, który rok wcześniej zagrał naukowca w "Aniele ciemności" z Lundgrenem).

   Niestety, nawet jak na telewizyjne standardy początku lat 90., dobrze nie jest. Według mnie winę za wszystko ponosi reżyser, który albo zbytnio zaufał montażyście, albo po prostu zabrakło mu wyczucia materii. Wspomniany trening ciągnie się chyba z 10 minut i nie jest wcale emocjonujący. Koszmarne wspomnienia powracają zdecydowanie zbyt często. Czarnoskóry gangster, za którym krok w krok chodzi biały koleś w garniaku niosący na ramieniu boomboxa i na pstryknięcie palcami włącza jeden i ten sam utwór (coś jakby motyw przewodni swego szefa), aby stanowił tło pod jego wywody, to zbyt wiele nawet w konwencji humorystycznej, a od takowej ton całości jest raczej daleki. Widzowie zapewne wyczuli te potknięcia i nie dali zielonego światła serii. I dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz