SĘP (2012)
reż. Eugeniusz Korin
Tak widowiskowego filmu sensacyjnego polskie kino nie widziało od czasu "Młodych wilków" (1995) Jarosława Żamojdy. Tak widowiskowego i tak pretensjonalnego zarazem.
Nadkomisarz Aleksander Wolin, którego koledzy pieszczotliwie nazywają Sępem (w tej roli odchudzony o 11kg Michał Żebrowski), oraz inspektor Andrzej Bożek (kompletnie niepasujący do roli Daniel Olbrychski) prowadzą śledztwo w sprawie znikających groźnych morderców. Szybko okazuje się (przynajmniej dla widza), że zbrodniarze zostają porywani i wykorzystywani do wyższych celów, za sznurki pociągają osoby u szczytu władzy, a korupcja jest tak daleko posunięta, że aż strach.
Z jednej strony mamy gwiazdorską obsadę (Żebrowski, Olbrychski, Fronczewski, Seweryn, Grabowski, Baka), a z drugiej strony idiotyczne i denerwujące kwestie, których w normalnym świecie się nie wypowiada, wpakowane do ust odtwarzanych przez nich postaci. Na dłuższą metę (a tak trzeba nazwać trwający 127 minut seans) jest to trudne do wytrzymania. Mało tego, bo wspomniani wcześniej aktorzy bronią się jeszcze swoją charyzmą, gorzej wypadają ich mniej utalentowani koledzy i koleżanki (beznadziejny jak zwykle Małaszyński i irytująca jak zwykle Przybylska). Winą za taki stan rzeczy obarczyć należy scenarzystę i debiutującego reżysera filmowego, Eugeniusza Korina, który podobno pocił się nad tym tekstem przez trzy lata. Pan Eugeniusz dotąd dał się poznać jako reżyser, producent i scenarzysta teatralny, i tutaj chyba należy doszukiwać się wszelkich filmowych niedoróbek. Film bowiem to zgoła odmienna materia niż teatr. Można się otoczyć sztabem fachowców, zarówno przed i za kamerą, ale gdy w usta aktora włoży się teatralne, często przerysowane kwestie, które w teatrze są jak najbardziej na miejscu, wychodzi z tego farsa. Nawet najlepszy aktor wypada wtedy jak debiutant, a kiepski aktor... ehhh.
Mnogość wątków, szybki montaż i muzyczna kakofonia (skądinąd dobrego zespołu Archive, którego utwory zostały tu skompilowane w formie soundtracku) nie ułatwiają widzowi odbioru. Ja rozumiem, że są to standardy zapożyczone z produkcji hollywoodzkich i być może działają w przypadku zgrabnie napisanych scenariuszy, ale ten autorstwa pana Eugeniusza do takich niestety nie należy. Wyszła więc filmowa wydmuszka, ładnie pokolorowana, ale pusta w środku.
Po 20 minutach juz znalem zakonczenie, do tego film byl chaotycznie nakrecony i nudny. Jedynym plusem byl faktycznie wspomniany przez Ciebie utwor;)
OdpowiedzUsuń