poniedziałek, 21 maja 2012

Dylematy radiowe


   Wcale nie znam się jakoś szczególnie na muzyce. Lubię jej słuchać. Nie potrafię grać na żadnym instrumencie i nie potrafię też śpiewać, choć kilka razy stałem na scenie z mikrofonem w ręku. Nikt mnie nie wygwizdał, więc albo nie było aż tak źle, albo wyjątkowo trafiłem na bardzo kulturalną publiczność. Nie jestem też wybitnym oratorem, a do radiowej audycji "Klub 33 i 1/3" trafiłem poprzez mojego kolegę, który w Radio Łódź namiętnie się udzielał (szczególnie w różnych telefonicznych konkursach).

   Tak czy inaczej owe spotkania bardzo polubiłem i w miarę możliwości staram się w nich regularnie brać udział, a ciągnie się to już ponad cztery lata. Jako że jest to "Klub miłośników płyt winylowych" muzykę prezentujemy tylko taką, którą przyniesiemy ze sobą do radia na dużych, czarnych krążkach. Mam takich krążków w domu około 300-350. Dokładnego spisu nigdy nie robiłem, ale połowę z tego stanowią płyty Prince'a, jakieś 30 to Bruce Springsteen, a pozostałe to pół na pół soul/rap i rock. No cóż, kolekcja może niezbyt imponująca, ale biorąc pod uwagę fakt, że klubowe spotkania odbywają się stosunkowo rzadko (ostatnio raz na miesiąc), jest szansa potencjalnych słuchaczy nie zanudzić monotonią. Niestety przed każdą kolejną audycją staje przed dylematem - co zagrać? Najłatwiej byłoby - oczywiście z racji proporcji - po raz kolejny polecieć Prince'em, ale na łatwiznę iść nie lubię. No więc siadam przed gramofonem i przed tymi setkami płyt i debatuję. A może to, a może tamto, tylko co tutaj do tego powiedzieć, bo wypadałoby powiedzieć coś-tam. Pół biedy jeśli - tak jak dzisiaj - mam dzień wolny od pracy, gorzej jeśli decyzję muszę podjąć wcześniej i już do pracy gnać z płytą pod pachą. Zawsze wtedy zmienia mi się pomysł w ciągu dnia, ale że jest już za późno na zmianę płyty, w radio prezentuję pomysł niezbyt świeży. Z podobnych przyczyn nigdy nie robię zakupów na cały tydzień, tylko na dzień bieżący, ewentualnie na śniadanie dnia następnego. Czasem pozwalam sobie też wziąć dwie lub trzy pozycje, ale jest to jeszcze gorsze, bo na ostatnią chwilę nie wiem zupełnie co mam wybrać i o tym wyborze powiedzieć. Kolejnym oczywistym wyborem jest płyta ostatnio zakupiona, ale problem w tym, że ostatnią płytę kupiłem jakieś 4 miesiące temu, a zawarte na niej utwory są wyjątkowo długie, a nie chciałbym nadużywać cierpliwości moich koleżanek i kolegów, którzy będą mięli później swój występ kosztem mojego skrócony.

    Takie oto dylematy zaprzątają moją głowę raz w miesiącu. Kilka chwil na antenie to zdecydowanie za mało, żeby jakiś temat podjąć i wyczerpująco go rozwinąć. Zostaje krótkie wprowadzenie do prezentowanego utworu i zaproszenie słuchaczy do wytrwania tych kilku minut przy radioodbiornikach. Przy sprzyjających okolicznościach być może nie zapomni się o niczym istotnym, albo nie zrobi z siebie kompletnego debila. Czego życzę sobie za niespełna 5 godzin ;-)

1 komentarz:

  1. bierz 6 minutowe! Krzyśka się wpuści na koniec audycji i jego się obetnie >.<

    OdpowiedzUsuń