BATMAN & ROBIN
NR 3/1997
Nie pomogło najbardziej wówczas gorące nazwisko w Hollywood (George Clooney), nie pomogły sutki w kostiumie Batmana. Krytyka i publiczność odrzuciły wizję Joela Schumachera, a studio Warner Bros. czekało aż 8 lat na wypuszczenie kolejnego aktorskiego filmu o przygodach Człowieka-Nietoperza.
Jarmarczna przaśność "Batmanów" Joela Schumachera zdeklasowała misternie budowany przez Tima Burtona gotycki klimat ("Batman" 1989 i "Batman Returns" 1992) do poziomu filmu dla dzieci. Wpływy do kas, chociaż z nawiązką zwróciły koszty produkcji (budżet 140 mln, box office 238 mln) to jednak okazały się grubo poniżej oczekiwań wytwórni. Reżyserowi (zadeklarowanemu gejowi) słusznie zarzucano mnogość aluzji homoseksualnych, posypał się deszcz nominacji do Złotych Malin. I faktycznie muszę przyznać, że wówczas film nie spełniał oczekiwań. Jednak obejrzany po latach, po trzech śmiertelnie poważnych i hiperrealistycznych filmach Christophera Nolana, sprawił mi nieukrywaną frajdę. Oczywiście jest to prawdopodobnie dalej najsłabszy Batman w nowej historii tej serii (mam tu na myśli rok 1989 jako jej początek), ale w niczym nie umniejsza to solidnej porcji rozrywki, którą film proponuje. Jest kolorowo, widowiskowo, są piękne kostiumy i w pełni przekonujące efekty specjalne. Jest wreszcie klimat! Inny niż u Burtona, inny niż u Nolana, ale jednak - jakość sama w sobie.
(powyżej alternatywna wersja okładki oraz oryginalna tylna strona okładki u nas zamieniona na reklamę komiksu "Wild C.A.T.S.")
Oczywiście, podobnie jak w przypadku poprzednich filmów o Batmanie, nie mogło się obejść bez wydawnictwa komiksowego opartego na kinowym obrazie. Scenariusz napisał Dennis O'Neil, rysunki Adolfo Damaggio, tusz Bill Sienkiewicz, kolor Pat Garrahy. Nie wiem kto tłumaczył na polski całość, ale na okładce widnieje dziwny podział na role: Poison Ivy Katarzyna Rustecka, Batgirl Ewa Grzesiak, Mr Freeze Marcin Rustecki. A kto odpowiada za resztę dialogów? Domyślam się, że polskim redaktorom chodziło o nadanie indywidualnego sznytu dla ciętych ripost, którymi posługują się nasi komiksowi bohaterowie. Pomysł zacny, ale chyba nie do końca udany, bo obok całkiem zgrabnych kawałków dostajemy takie kwiatki jak ten poniżej.
Oryginalny tekst "DON'T SINK AND DRIVE", nawiązujący do popularnego "Don't drink and drive", który w Polsce funkcjonuje jako "Piłeś - nie jedź", tutaj został przetłumaczony dosłownie co odebrało mu i polot i sens.
Komiks jest dość wierną adaptacją filmu. Mnogość akcji wymusiła na twórcach pewne ograniczenia, ale dynamiczne kadry sprawiają, że ewentualne uproszczenia względem filmu dostrzegamy jedynie w bezpośredniej konfrontacji. Ze wszystkich postaci najwierniej odtworzony został Mr. Freeze.
Wspomniana przeze mnie na początku filmowa przaśność na kartach komiksu gdzieś zanika, co należy potraktować jako atut. Również gejowskie aluzje nie są tutaj aż tak czytelne. Bardzo fajnym zabiegiem rozpoczęto komiks. Widzimy ekipę filmową na planie oraz Batmana i Robina na tle zielonego ekranu.
Zdecydowanie polecam ten zeszyt jako udaną adaptację filmu. Założę się, że wielu z Was po lekturze przychylniejszym okiem spojrzy na film Joela Schumachera ;-) A jak nie to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz