sobota, 6 lipca 2013

Indiana Jones i ostatnia krucjata

Indiana Jones i ostatnia krucjata


   Zanim film zagościł na ekranach polskich kin nasi czytelnicy mieli okazję zaopatrzyć się w komiksową wersję przygód niezmordowanego archeologa Indiany Jonesa. Stało się to za sprawą wydawcy As-Editor. Uwielbiałem ten komiks. Po latach niestety spojrzałem na niego ciut mniej przychylnym okiem...

   Ale tylko ciut, żeby nie było. Komiks autorstwa Davida Michelinie'a (tekst) i Breta Blevinsa (grafika) to oficjalna adaptacja filmu Stevena Spielberga. W oryginale (czyli w Ameryce) wydana w dwóch wersjach: w formie 4 zeszytów o klasycznych wymiarach 6"x10" (czyli 17cm na 26cm) w kolorze oraz w jednym zeszycie w czerni i bieli.


   W Polsce mamy edycję dwukolorową zmniejszoną do wymiarów 14,5cm na 21cm. Straciły na tym rysunki, które uważam za bardzo dobre. Są one czytelne, postaci przypominają filmowe pierwowzory. Czasem tylko brakuje detalów w tle, ale dzięki temu skupiamy się na tym co jest tutaj najistotniejsze, czyli na fabule. Nie potrafię jednoznacznie osądzić czy bardziej podoba mi się wersja w kolorze czy w czerni i bieli. Być może gdybym miał większy format i papier kredowy wybrałbym jednak czerń i biel. Niestety, skoro jesteśmy już przy papierze, to mamy tutaj coś co przypomina jakością ówczesny Express Ilustrowany, czyli masakrę godną pożałowania. Nie wiem czy był to standard każdego egzemplarza, ale ja mam jedną kartkę troszkę grubszą i zakrawającą o przyzwoitość, natomiast całą resztę w stanie takim, że aż dziw mnie bierze jakim cudem uchowało się to przez blisko ćwierć wieku?

 

   Tłumaczenie jest ogólnie w porządku, ale w kilku miejscach razi niekompetencją. Na załączonych obrazkach mamy tego dobitny przykład. Oryginalne "Keep an eye on this for me." można było przetłumaczyć jako "Miej na to oko, proszę.". W odpowiedzi zaś dałbym "Lecz niestety, zamknięte oczy nie są w upilnować niczego.". Monika Kluczyńska (tłumacz na polski) miała swoją wizję. To nie jedyna taka wpadka.

   Polski komiks jest uboższy od czterozeszytowej wersji amerykańskiej jeszcze o cztery strony, które rozpoczynają każdy kolejny zeszyt. Są to wprowadzenia, coś w stylu "w poprzednim odcinku" i nie wnoszą nic do fabuły. Ot ładne rysunki na całą stronę.


   Na tyle okładki mamy zapowiedź komiksu "ELEKTRA" (recenzja wkrótce).

   A na zakończenie dwie moje ulubione sceny (chociaż w przypadku tego filmu to ulubiona jest prawie każda scena). Wybrałem rewelacyjny tekst na podryw oraz scenę, w której Adolf Hitler składa autograf w Dzienniku Graala ;)

1 komentarz:

  1. Coś pamiętam, że w filmie Henry mówił Indiemu, że nie ufał kobiecie bo ona "mówi przez sen" i to był całkiem zabawny dialog. W komiksie to utemperowali bezsensownym ale bardziej poprawnym moralnie "nie ufałem jej, dlaczego ty jej ufałeś?".

    OdpowiedzUsuń